Z Działdowa i Auschwitz przez męczeńską śmierć szli do nieba błogosławieni z naszej diecezji: abp Antoni Julian Nowowiejski, bp Leon Wetmański, s. Teresa Kowalska i Br. Tymoteusz Trojanowski.
Byli to pierwsi święci, których wydała diecezja płocka po św. Stanisławie Kostce. Wszyscy męczennicy, bo w swojej drodze do nieba znaleźli się w obozach koncentracyjnych w Działdowie i Auschwitz. Żadna polska diecezja nie straciła w latach brunatnego i czerwonego totalitaryzmu wszystkich swych biskupów, tylko płocka. O nich w dniu beatyfikacji, 22 lata temu, tak powiedział św. Jan Paweł II:
Jest to niezwykły dar Opatrzności. W tragicznych latach wojny i okupacji Bóg dał wam dwóch pasterzy, świadków bezgranicznej miłości Chrystusa.
Gdzie szukać śladów tych błogosławionych, po których nie pozostał nawet grób? Może warto pójść serdecznym tropem i zwrócić się, podobnie, jak zwracano się do nich: pasterzu, ojcze, siostro, bracie...
Pasterz
Obraz bł. abp. Antoniego Juliana Nowowiejskiego. Muzeum Diecezjalne w Płocku. ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość"Każda rodzina ma swój dom, a tu jest nim Kościół; każda rodzina ma swoje ognisko, tu jest nim Najświętszy Sakrament; każda ma swój byt, a w parafii jest nim nadprzyrodzone życie łaski. Kościół powołuje i organizuje rodziny parafialne, aby nikt nie czuł się samotny i aby miłość chrześcijańska była w nich żywa, aby świadczono w nich miłosierdzie i aby nikt nie czuł się wzgardzony. A jeśli w parafii nie świadczy się miłosierdzia, to nie jest ona zorganizowana po chrześcijańsku" - mawiał błogosławiony arcybiskup Antoni Julian Nowowiejski przypominając, jakie były jego duchowe i duszpasterskie priorytety w kierowaniu diecezją płocką.
A odwołując się do własnego doświadczenia, sięgającego jeszcze czasów zaborów, tak pisał w 1931 roku: "Ciężkie były czasy, gdy rozpoczynałem pracę na niwie Bożej. [...] Rząd zaborczy, widząc, że narodowość polska moc swoją znajduje w Kościele, postanowił osłabić jego wpływy [...]. Ograniczano więc liczbę kapłanów, pozamykano klasztory, [...] przytułki dla starców i chorych przy kościołach, oraz szkoły parafialne [...]. Ze smutkiem stwierdzić musimy, że wrogowie religii katolickiej pod wielu względami celu swego dopięli. [...] Nierzadko byliśmy świadkami, gdy ludzie [...] zmieniali prawdziwą religię niby suknię codzienną, albo dla chleba, albo dla dogodzenia swym zmysłom. [...] Dziś nie możemy się tłumaczyć ani zewnętrznym gwałceniem sumień i uczuć religijnych, ani niemożnością głębszego poznawania praw Bożych, które są podstawą całego naszego życia duchowego. Lecz pozostał [...] fałszywy wstyd, który wstrzymuje niejednego od jawnego wyznawania zasad wiary świętej w życiu prywatnym i publicznym".
"Wielki to honor i zaszczyt – pisał w tym samym liście arcybiskup – nosić miano chrześcijanina katolika. Lecz godność ta nakłada na nas obowiązki wielkie i szlachetne" - akcentował błogosławiony.
Tak nauczał i tak żył, aż po czas internowania w Słupnie i obóz koncentracyjny w Działdowie, gdzie zginął śmiercią męczeńską, być może 28 maja 1941 roku.