"Czyż może być lepsza przełożona nad siostrę" - pisał bł. o. Honorat Koźmiński do m. Marii Izabelli Lebenstein - pierwszej przełożonej klasztoru klarysek kapucynek w Przasnyszu.
Był rok 1871. Kapucynki otrzymały od ówczesnego rządu pobernardyński klasztor w Przasnyszu. Trwał jednak w zaborze rosyjskim ogólny zakaz przyjmowania kandydatek do zakonu, co groziło wymarciem klasztorów. Jednak aż siedem sióstr kapucynek przasnyskiej wspólnoty doczekało się dekretu tolerancyjnego z 1905 r. W wyniku kolejnych starań klasztor otrzymał od cara zgodę na przyjęcie czterech nowicjuszek.
Wówczas to właśnie m. Izabella, którą i po przyjeździe do Przasnysza wybrały siostry na przełożoną, formowała młode siostry i podtrzymywała żywotność klasztoru. Była wzorową zakonnicą. Delikatna, wrażliwa i subtelna w zachowaniu, posiadała wybitne zdolności kierowania wspólnotą opartą na zjednoczeniu serc. Była człowiekiem wiary, modlitwy i kontemplacji. Pilnie zachowywała ustawy zakonne, życie wspólne, wielkim szacunkiem darzyła kapłanów.
Matka Izabella była niezmiernie gorliwa w służbie Bożej, umartwiona i bardzo pokorna. Było jej wielkim staraniem, aby kapucynki przetrwały, wierzyła też, że Bóg uczyni cud i przyjdą nowe "szczepki" i nastanie odrodzenie. Wypraszała u Boga tę łaskę swoją modlitwą i świętym życiem. Gdy jej siostry po kolei odchodziły do Boga, bohaterska opatka trwała dzielnie na swoim posterunku: pierwsza w chórze na modlitwach, pierwsza na wszystkich zajęciach zakonnych. Mimo starszego wieku godzinami klęczała wyprostowana na posadzce w chórze przed Panem Jezusem ukrytym w Najświętszym Sakramencie. W jednym z listów do swego kierownika duchowego wyznała: "W duchu nie raz tak czynię, myśląc, że nie puściłabym Przenajświętszej Hostii od siebie, dopóki bym się nie spaliła od ognia miłości z Niej tryskającego. Gdy patrzę na Najświętszy Sakrament w monstrancji, podsłuchuję uderzenia Serca Pana Jezusa pod zasłoną Eucharystii" (list z 1880 r.).
W nocy siostry spotykały przełożoną na modlitwie, leżącą krzyżem w chórze zakonnym. Aby utrzymać nocną modlitwę, gdy siostry chorowały, lub odchodziły z tego świata i zmniejszała się ich liczba, wstawała sama, szła do chóru, zapalała lampkę i sama na głos odmawiała brewiarz. Rankiem budziła siostry, dzwoniła w dzwon, osobiście opiekowała się chorymi, oddawała siostrom wszystkie posługi. W zapisach kronikarskich s. Szczęsna od Krzyża wspominała sytuację, gdy w 1907 r. jako postulantka była obsługiwana przez opatkę: "Matka Izabella odznaczała się wielką miłością przy obsłudze chorych. Pamiętam, że kiedyś leżałam, bo mi coś dolegało. Matka przyszła mnie odwiedzić, a widząc, że trzeba oddać najniższą posługę, jaką się zwykle chorym oddaje, bez słowa, z miejsca to uczyniła. Było mi bardzo przykro, że ja, młoda, jestem tak obsługiwana przez starszą przełożoną".
s. Donata Koska