Siostra Klawera Wolska przez ostatnie sześć lat była przełożoną domu sióstr Matki Bożej Miłosierdzia na Starym Rynku w Płocku. Wiele w życiu przeszła, dobrze znała Jana Pawła II. Pozostawia po sobie książkę pełną cennych wspomnień i drogowskazów.
Sama nigdy nie myślałam o pisaniu książki i pewnie bym się na to nie zdecydowała – mówi siostra. Jednak ta książka-pamiętnik jest przede wszystkim o spotkaniach z papieżem, którego zakonnica znała bardzo dobrze. Historia jej losów i pracy z młodzieżą, którą kochała, a która nieraz była przyczyną jej zmartwień, a nawet wizyt na komisariacie, to nie tylko ciekawa lektura. To lekcja ogromnego zaufania woli Bożej i… ludziom.
Nie wiedziała, że są zakonnice
– Mieszkaliśmy na Kresach Wschodnich. W naszym domu panowała religijna atmosfera, ale nie jakaś przesadna. Mama dużo opowiadała nam o Matce Bożej, dlatego od początku chciałam naśladować Maryję. Ta myśl nie opuszczała mnie nawet wtedy, kiedy przeżywaliśmy różne tarapaty życiowe. Rodzice należeli do AK, ukrywali się, musieliśmy wielokrotnie zmieniać nazwisko. Potem przedostaliśmy się najpierw do Gorzowa, następnie do Warszawy. Cały czas chodziła za mną myśl, że Pan Bóg żąda ode mnie czegoś innego niż od innych dziewcząt – wspomina siostra.
Jak pamięta, w dzieciństwie na Wileńszczyźnie nie spotykała zakonnic. Nie wiedziała nawet, że takie osoby istnieją. Po raz pierwszy zobaczyła szarytki – było to już po wojnie. W 1947 r. zetknęła się w Derdach k. Warszawy z siostrami ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Prowadziły ośrodek dla trudnej młodzieży. – Moja mama zaczęła uczyć w tym miejscu i tam zamieszkaliśmy. Tak nawiązał się pierwszy kontakt z moim przyszłym zgromadzeniem – wspomina. Kiedy wyjawiła swoje pragnienie wstąpienia do zakonu, siostry wcale jej nie zachęcały. A jedna powiedziała nawet: „Idź smarkata i najpierw skończ szkołę”. Nie zniechęciło to jednak przyszłej zakonnicy. Poczuła jeszcze większą mobilizację, by iść w upragnionym kierunku.
Jak poznała Wojtyłę
Gdy wreszcie otrzymała welon i habit, wyjechała do Krakowa. Tam pracowała w ośrodku wychowawczym dla dziewcząt, potem w Rabce w przedszkolu, następnie w Kaliszu. Po ukończeniu psychologii na KUL-u znów wróciła do Krakowa-Łagiewnik, gdzie na prośbę kard. Wojtyły pracowała i prowadziła świetlicę dla młodzieży. – Kardynał był bardzo związany z naszym zgromadzeniem. Łączyła nas Matka Boża Miłosierdzia, a poza tym bardzo odpowiadał mu nasz charyzmat, który dotyczy ratowania zagubionych dusz. W 1962 r. polecił, aby nasze siostry zajęły się pracą najbliższą naszemu charyzmatowi. Pomógł mi w założeniu świetlicy dla młodzieży z problemami – wspomina siostra. Wtedy nawiązał się między nimi bliski i serdeczny kontakt, który z przerwami trwał przez kilkadziesiąt lat. Kardynał Wojtyła bardzo się interesował pracą sióstr i ich wychowankami.
Agnieszka Kocznur; GN 31/2011 Płock