Siostra Klawera Wolska przez ostatnie sześć lat była przełożoną domu sióstr Matki Bożej Miłosierdzia na Starym Rynku w Płocku. Wiele w życiu przeszła, dobrze znała Jana Pawła II. Pozostawia po sobie książkę pełną cennych wspomnień i drogowskazów.
– Prowadząc ośrodki wychowawcze, robiłam wszystko, żeby młodzież była stale zajęta, aby nie myślała o alkoholu i innych złych rzeczach. Młodzi muszą być zajęci, niech tańczą, niech śpiewają, ale niech coś robią. Bardzo dużo się z nimi bawiłam, to fanty, to piosenki, a to piłka. Trzeba umieć zorganizować czas młodemu pokoleniu. Nie można się młodych bać. Trzeba dać im nadzieję i stworzyć możliwości – mówi s. Klawera Wolska. Agnieszka Kocznur/ GN – Często księża, którzy towarzyszyli mu w wyjazdach, przytaczali słowa kardynała: „A teraz wstąpimy do mego źródełka”. Wtedy przed ośrodek podjeżdżała czarna wołga i kard. Wojtyła już był w świetlicy, już się witał z młodymi. Bardzo się cieszył, gdy spotykał rodziny, małżeństwa i dzieci.
Papież, który nie potępiał
Jan Paweł II, jakiego zapamiętała siostra, to dobry, ciepły, miłujący ludzi i Pana Boga człowiek głębokiej wiary i nadziei. Ufał człowiekowi i zachęcał, żeby żyć w prawdzie. – Wiemy, że kochał swoją ojczyznę, wiemy, że był wielkim patriotą zakochanym w tradycji, zwyczajach, mocno zżyty z krajobrazem ojczystym. W pracy duszpasterskiej stawiał na młodych. Mówił do nas, wychowawców, byśmy nie żałowali sił ani czasu na pracę z rodziną, dziećmi, młodzieżą. Sumienie ludzkie trzeba prawidłowo kształtować od najmłodszych lat, nie pomijając żadnego człowieka, bo dobro świata zależy od każdego z nas. Był prawdziwym ojcem młodych, których szukał z troską, by się nie zagubili. Pragnął, by wszyscy dojrzewali i wzrastali do przyszłych zadań w społeczeństwie, rodzinie, społeczności Kościoła. Cieszył się, gdy zagubieni powracali, kiedy odnaleźli dom, życzliwych ludzi, którzy pomagali im odczytać i zrealizować życiowe powołanie. Papież nikogo nie potępiał, nikogo nie przekreślał, lecz pomagał w ratowaniu tych, którzy znaleźli się w krytycznej sytuacji. – Sama tego doświadczyłam. Byłam świadkiem tej jego troski. Dlatego nie bójmy się pomagać młodym, choć czasem groźnie wyglądają. Pod zewnętrzną powłoką ciała kryje się często dobre, obolałe, zranione serce i wnętrze człowieka wołającego o pomoc – apeluje s. Klawera.
Misja skończona?
Po 10 latach prowadzenia świetlicy w Krakowie siostra trafiła do Magdalenki, gdzie była przełożoną. Następnie wróciła do Krakowa, potem wyjechała do Derd, gdzie jako przełożona również kierowała ośrodkiem wychowawczym. Potem znowu wróciła na kilka lat do Krakowa. To pod jej okiem wzrastała budowa sanktuarium i bazyliki Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Do Płocka przybyła w 2004 r. – Taka jest nasza wędrówka. Gdzie mnie wyrzucili, to Kraków znów mnie przygarniał – mówi z uśmiechem siostra, która z końcem sierpnia opuści również Płock.
– Moja misja już się tu skończyła. Nie należę do ludzi, którzy szczególnie tęsknią. Kończę zadanie, wszystko polecam Panu Bogu i oddaję ludziom. Wchodzę w środowisko, które mi Pan Bóg daje i staram się tam zaangażować. Nie żyję tęsknotami. Owszem, pamiętam, ale wiem, że muszę działać, żyć teraźniejszością, bo tego wymaga Bóg.
Agnieszka Kocznur; GN 31/2011 Płock