Z ciszą w głowie

O Ekstremalnej Drodze Krzyżowej, która musi boleć i zawsze zmienia, nawet jeśli cuda są niewidoczne opowiadają: Dariusz Orlikowski, jeden z liderów okręgów EDK w Polsce, a zarazem jeden z koordynatorów płockiej drogi, oraz Jacek, jej wielokrotny uczestnik.

Agnieszka Małecka: Rozmawiam z bardzo zaprawionymi w wędrówce uczestnikami EDK. Jak się do niej dobrze przygotować?

Jacek: Tak naprawdę każda EDK, nawet na tej samej trasie, jest trochę inna, bo na przykład jest inna pogoda. Jeżeli ktoś mało chodzi, to warto zacząć wędrówki na jakiś czas przed wyjściem. Potrzebne są dobre, sprawdzone buty, odpowiednie ubranie na daną pogodę, bo mi na przykład zdarzyło się iść w temperaturze -10 st. C. Oczywiście latarka, bo przy dużym zachmurzeniu naprawdę nic nie widać. Do tego odblaski, jedzenie i picie. Ważna jest aplikacja EDK w telefonie. Warto też wziąć ze sobą power bank.

Darek: Dodajmy, że dzięki aplikacji w telefonie mamy ślad trasy i możliwość prowadzenia po nim. Warto powiadomić przynajmniej jedną bliską osobę, że się wychodzi na EDK, bo w razie potrzeby będzie ktoś, kto nas znajdzie i ściągnie z trasy.

Po raz piąty idziecie od parafii pw. Ducha Świętego na Skarpie do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, ale m.in. przez Sikórz… Czy płocka trasa EDK się zmienia? Czy ją weryfikujecie?

Darek: W poprzednim roku była taka sama, ale generalnie trochę się wydłużyła. Zrezygnowaliśmy z jednego odcinka asfaltowego na rzecz lasu. Trochę ze względu na bezpieczeństwo, ale też na to, że twardy asfalt robi swoje.

Las budzi?

Darek: Zdecydowanie. Nasze zmysły funkcjonują inaczej. My z Jackiem mamy takie doświadczenie jeszcze z czasu, gdy jako instruktorzy harcerstwa jeździliśmy na obozy. Naprawdę las nocą wygląda zupełnie inaczej. Wzrok trochę traci, ale słuch się wyostrza. Jesteśmy bardziej skupieni na tym, gdzie idziemy i co robimy. To jest wszystko bardzo dobrze przemyślane. Moglibyśmy przecież zrobić EDK w ramach ulic Płocka, ale to nie samo.

Potrzebna jest cisza… Co jest najważniejsze, żeby ta droga nie stała się rajdem, zwykłym przejściem?

Darek: Moim zdaniem cisza jest kluczowa. Cisza i samotność, jakkolwiek można iść w grupie i być samotnym. My wychodzimy z codziennego zgiełku, gdzie ciągle coś nam gra: w samochodzie, w domu. I kiedy wybrzmiewają nam w słuchawkach rozważania, to naprawdę da się wtedy usłyszeć siebie samego. To jest coś, czego nie doświadczamy w codzienności. A kiedy jeszcze człowiek wejdzie w te głębię Drogi Krzyżowej… Nie chcę wpadać w jakiś patos, ale wtedy naprawdę można spotkać Pana Boga. Nie wiem, czy usłyszeć, czy z Nim porozmawiać, ale spotkać na pewno można. Dojrzeć Go w drugim człowieku, który może potrzebuje pomocy. Dojrzeć w tym świecie, który nas otacza, choćby w tym nieboskłonie. A tak rzadko mamy okazję dojrzeć niebo, bo zwykle mamy wokół wiele świateł. A tu nagle mamy poczucie, że musi być coś więcej, że to nie może się kończyć tu i teraz. Oczywiście w praktyce różnie bywa z tą ciszą na EDK. My uczulamy i zachęcamy, ale każdy idzie na własną odpowiedzialność. Poza tym Pana Boga można zagadać…. Można słuchać ciągle jakichś rekolekcji, i one będą bardzo dobre, ale będziemy zamknięci na Jego głos. Chodzi o to, by to On do nas mówił.

Jacek: Uczulamy, żeby ludzie nie rozmawiali głośno, żeby nie robili pikników przy stacjach Drogi Krzyżowej, tylko w odległości, bo to by przeszkadzało innym. Nawiązując do wypowiedzi Darka, ja już byłem kilka razy na EDK i miałem wcześniej takie doświadczenie, że wypełniałem sobie ten czas modlitwami - kolejne części Różańca, Koronka. Ale w tamtym roku zrobiłem inaczej. Skorzystałem z rady ks. Stryczka, który powiedział, że on w ogóle się na EDK nie modli. Tylko idzie. Byłem zaskoczony, trochę zszokowany, ale zaryzykowałem. I było to dla mnie największe doświadczenie duchowe, jakie przeżyłem na EDK. Takie pójście bez modlitewnego planu. Z ciszą w głowie. Wtedy otworzyłem się na Pana Boga. A miałem jedną ważną, trudną intencję. I tak mnie męczyły te myśli, że przed wejściem do Sikorza, powiedziałem w duchu: "Panie Boże, ja już nie chcę o tym myśleć, postanawiam, że po EDK przegadam to z pierwszym napotkanym księdzem. I co mi powie, to ja to zrobię." I wtedy zeszło ze mnie to obciążenie. Wszedłem do kościoła, który był dla nas otwarty w nocy. Tam byli parafianie, którzy dawali nam karteczki ze słowami Jana Pawła II. Klęknąłem przed Najświętszym Sakramentem i podeszła pani, która dała mi karteczkę z cytatem. I tam, na tej karteczce, znalazłem odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. W jednym momencie. Byłem w ciężkim szoku. Potem jeszcze, po wyjściu z kościoła, spotkałem proboszcza ks. Jarka Cichockiego, który dał mi książeczkę i szkaplerz św. Józefa. Ja nie chciałem, powiedziałem, że to na pewno nie dla mnie, ale stwierdziłem, że komuś przekażę. Potem przeczytałem o tej idei. I zaczęło we mnie dojrzewać - a może ten św. Józef jest dla mnie? I 1 maja przyjąłem jego szkaplerz. Gdy w tamtym roku, miałem problem z pracą, i poprosiłem o nią Józefa i dał mi tyle, że robiłem na 3 etaty. Więc gdyby nie EDK nie odkryłbym św. Józefa. Teraz to najbliższy przyjaciel i wzór.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

am