Zmarł pierwszy proboszcz i budowniczy kościoła w Lucieniu k. Gostynina.
- Jak często wspominał ks. Eugeniusz, na początku pracy w Lucieniu miał tylko "papier w ręku", czyli akt erekcyjny od biskupa płockiego, i ufność w Bogu i Jego Matce - tak wspomina ks. Klonowskiego jako przyjaciela i duszpasterza Andrzej Mejer z Płocka. - To kiedyś bp Kamiński w prywatnej rozmowie powiedział mi: "Panie Andrzeju, nie widziałem jeszcze księdza mieszkającego w tak trudnych warunkach". Bo rzeczywiście mieszkał w kurnej chacie, z której trzeba było po wszystko wychodzić na dwór: po wodę do studni i w innych potrzebach.
- Mój obraz początkowej pracy ks. Eugeniusza w Lucieniu jest porównywany do pracy misjonarza, który rozpoczyna swą pracę od zera. Wtedy, w założeniach komunistycznej władzy, Lucień miał być "czerwony". To tam w większe święta kościelne przywożono młodzież na różnego rodzaju festyny. Pamiętam dobrze, jak w naszej lokalnej płockiej prasie ukazywały się bardzo nieprzychylne artykuły dotyczące księdza proboszcza, który sobie "uzurpował prawo" do terenu pod budowę przyszłego kościoła. Budowa świątyni była odległa w czasie i dlatego przez pierwsze lata od powołania parafii Msze św. były odprawiane w starym, folwarcznym budynku gospodarczym. Kilka lat temu jedna z miejscowych nauczycielek powiedziała do mnie i mojej żony, że przez tych 20 czy 30 lat w Lucieniu wszystko się zmieniło, łącznie z ludźmi, i to wszystko dzięki powstaniu parafii. A ksiądz całym sobą, prosto i dobitnie głosił słowo Boże. W podobny sposób przekonywał swoich parafian do potrzeby zaangażowania się w budowę kościoła, tłumacząc nieraz bardzo ostro, że "to wasz kościół, a nie mój, bo ja mogę odejść, a on zostanie dla was...".