Zmarł pierwszy proboszcz i budowniczy kościoła w Lucieniu k. Gostynina.
Mszy św. pogrzebowej przewodniczył bp Mirosław Milewski, zaś kazanie wygłosił ks. prof. Ireneusz Mroczkowski. Mówił, że w tej samej godzinie, w której odbywa się pogrzeb ks. Eugeniusza, w płockiej katedrze święceni są nowi księża. - A zaczęło się, pamiętasz, ks. Eugeniuszu, od wzruszającego dialogu rektora z biskupem. Wtedy ks. Tadeusz Rutowski, przedstawiając nas, wymienił imiona i nazwiska, na co padło pytanie: Czy wiesz, że są tego godni? Myślę, że tak jak każdy kapłan, ty także często wracałeś do pytania - czy są tego godni, czy ja jestem tego godzien? Wracałeś do niego podczas rekolekcji, rozmyślań, Mszy św. - mówił ks. Mroczkowski.
Odniósł się zwłaszcza do posługi pierwszego proboszcza w Lucieniu: - Twoja zgoda na przyjście do Lucienia z misją utworzenia parafii i budowy kościoła nie tyle wynikała z emocji, co twardej, męskiej i odważnej decyzji. Często myślałem o tym, co czułeś, kiedy bp B. Sikorski zaproponował ci przyjście do Lucienia, jak to się często mówi, na puste pole. Owszem, była tu kaplica w Białem, ale nie było kościoła, plebanii, cmentarza. Był rok 1983, dopiero co zniesiono stan wojenny; jak zdobyć pozwolenie na plac pod kościół, jak rozmawiać z architektem, jak zdobyć materiały budowlane... Przecież tego nie uczyli nas w seminarium, na kursach proboszczowskich czy wikariuszowskich.
- Zrobiłeś, drogi ks. Eugeniuszu, rzecz tyle prostą, co genialną. Odkryłem ją w 1984 r., kiedy po powrocie ze studiów w Rzymie, już po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, odwiedziłem Ciebie wraz z ks. Romualdem Jaworskim tam, w tej kurnej chatce, niedaleko chyba jeziora Białego, w Twojej plebanii. Do dziś pamiętam szok wywołany nie tylko - delikatnie mówiąc - prostotą tej plebanii, krytej strzechą, bez żadnych wygód, wody, kanalizacji. Szok mieszał się z olśnieniem; przecież to tak trzeba, tak zaczyna się każde budowanie kościoła, pośród ludzi, z wiarą w ich solidarność i zaufanie - mówił w kazaniu ks. Mroczkowski.