W Płocku pożegnano wyjątkową siostrę zakonną, która niemal do końca swego życia śpieszyła z pomocą ubogim, chorym i potrzebującym.
Na cmentarzu katolickim w Płocku odbył się pogrzeb wyjątkowej zakonnicy, zwanej "kielecką matką Teresą" - s. Lidii Haliny Bartnickiej. Siostra zmarła 15 grudnia w wieku 95 lat, w roku jubileuszowym 100-lecia Zgromadzenia Męki Pana naszego Jezusa Chrystusa. Jej życie zakonne, naznaczone zwłaszcza katechizacją i pomocą ubogim, urasta do rangi niezwykłego świadectwa, nie tylko dla sióstr pasjonistek.
- Była dla nas niezapomniana, i choć odeszła z naszego miasta pięć lat temu, to miałyśmy z nią stały kontakt, przyjeżdżałyśmy do niej w odwiedziny. Ona uczyła nas autentycznego apostolstwa, które nie jest tylko działaniem, ale najpierw modlitwą i komunią z Chrystusem, aby potem stały się komunią z potrzebującymi braćmi - mówiły panie z Kielc, z Katolickiego Stowarzyszenia Życia Apostolskiego, które przyjechały do Płocka na pogrzeb s. Lidii.
- Swoją serdecznością scalała naszą rodzinę. Tyle ciepła i dobra od niej doznaliśmy... - dodała jedna z przedstawicielek rodziny s. Bartnickiej z Sierpca.
- To było przedziwne, że choć miała 90 lat, nie zaprzestała pomocy chorym i ubogim. Nie chciała odpoczywać czy oszczędzać się. Niewiele o sobie mówiła, nie narzekała na choroby, od razu ruszyła do biednych. W swym zakonnym mieszkaniu miała tylko to, co niezbędne, resztę rozdała ubogim - opowiadają siostry pasjonistki, poruszone przykładem pozostawionym im przez s. Lidię.
Warto przytoczyć jeszcze dwa świadectwa o tej niezapomnianej siostrze: "S. Lidia po 25 latach intensywnej pracy w naszej parafii odeszła jak się rzekło mówić, na zasłużony odpoczynek. Czy rzeczywiście, będzie odpoczywać? W Płocku zamierza opiekować się swoimi współsiostrami, a także chorymi w szpitalu. Znając jej usposobienie na pewno nie będzie odpoczywać. Kiedy chciałam nawiązać z Nią osobisty kontakt, bezskutecznie naciskałam przycisk domofonu. Niekiedy otwierał mi ksiądz proboszcz, oświadczając z uśmiechem: s. Lidii o tej porze to już nie ma, to jest dziewczyna wiatru. Rzeczywiście, po przyrządzeniu porcji śniadaniowych dla swoich podopiecznych wyruszała na miasto. Oprócz kanapek osoby potrzebujące obdarzała artykułami spożywczymi, które posiadała w swoim magazynku. Zawsze dla nich miała dużo wyrozumiałości. Tłumaczyła ich, że są to ludzie zagubieni, o skomplikowanych życiorysach. Oni w zamian darzyli ją ogromnym szacunkiem i byli dla niej bardzo grzeczni. Chorych, którzy mieli kłopoty z poruszaniem, odwiedzała w domu. Pocieszała ich, dodawała otuchy i zachęcała do modlitwy, w której sama uczestniczyła. Szczególną troską otaczała chorych przebywających w szpitalu, jak również w domach opieki. Znała personel medyczny, dlatego pytała o zdrowie interesujących ją pacjentów. Udając się do szpitala, zawsze miała przy sobie kilka czekolad, którymi chętnie wszystkich obdarzała. S. Lidia interesowała się bardzo naszymi rodzinami. Znała imiona naszych dzieci, ale także i wnuków. Cieszyła się ich sukcesami, martwiła się ich kłopotami. Dzięki s. Lidii i współpracy z nią, poznałam wiele wartościowych i miłych osób, z którymi zawiązałam serdeczne przyjaźnie. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Pewnie tak, ale odejście s. Lidii to brak kieleckiej Matki Teresy. Brak uśmiechu, życzliwości i troski o człowieka" – napisała s. Natalia Tusznio
A siostry pasjonistki dopisały jeszcze następujące świadectwo: "Od początku swej pracy odznaczała się wielką miłością bliźniego, odwiedzała chorych i potrzebujących w domach i szpitalach, rozmawiała, pocieszała i niosła nadzieję. Aby objąć opieką wszystkich, którym potrzebna była pomoc, założyła stowarzyszenie osób świeckich, które wspomagało w różnego rodzaju przedsięwzięciach i akcjach charytatywnych, takich jak: pomoc w organizacji paczek świątecznych na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Organizowała także pielgrzymki, co roku na Święty Krzyż i każdego miesiąca z naszej parafii na Jasną Górę. Często byłyśmy zbudowane postawą s. Lidii pełnej apostolskiego zapału, wielkiej wiary, pobożności, hartu ducha - mimo upływających lat. Kochała ludzi i swoje zgromadzenie. W naszej pasyjnej wspólnocie, kiedy spotykałyśmy się na wspólnych modlitwach, przy posiłkach i na rekreacji widziałyśmy, że cieszy się obecnością każdej siostry. Chętnie słuchała, rozmawiała i żartowała, a kiedy wywiązała się ciekawa rozmowa, powtarzała: Siostrzyczko, opowiadaj jeszcze" - napisały siostry pasjonistki.
Więcej o s. Lidii Bartnickiej TUTAJ