Nie żyje s. Lidia Bartnicka, pasjonistka która przez długie lata katechizowała i pomagała ubogim.
Kilka lat temu z podziwem pisał o niej ks. prof. Ireneusz Mroczkowski na swoim blogu: "Jadąc kiedyś ulicą Kwiatka w Płocku, tuż przed dawną bóżnicą, dzisiaj Muzeum Żydów Mazowieckich, w pasażu łączącym ulice Kwiatka z Sienkiewicza, zobaczyłem wysoką, szczupłą siostrę zakonną, która szła powoli, jakby czegoś szukając. Szła łącznikiem między ulicami, który niestety nie jest eleganckim pasażem, ale pełną dziur szeroką ścieżką, przy której z jednej strony mieszczą się pozamykane na kłódki schowki, z drugiej, ubogie niskie zabudowania mieszkalne. To s. Lidia, ponad 90-letnia była katechetka, która od czasu przejścia na emeryturę, najpierw w Kielcach, a od kilku lat w Płocku odwiedza chorych i pomaga biednym. A pobyt w naszym mieście rozpoczęła od poszukiwania potrzebujących w płockich szpitalach i hospicjach".
Pochodziła z parafii Sadłowo k. Rypina. Gdy wstąpiła do zakonu w 1947 r., wzięła sobie do serca, jak starsze siostry przypominały, aby nie zapomnieć o biednych, a zwłaszcza o tych, którzy pukają do ich klasztornej furty. Wszak gdy 100 lat temu powstawało ich zgromadzenie, dobiegała końca I wojna światowa i siostry podjęły się opieki nad sierotami wojennymi, nad biednymi i chorymi pozbawionymi pomocy społecznej i religijnej. Nie tylko wtedy, ale i dziś, a w Płocku tą działką w ostatnich latach zajęła się szczególnie s. Lidia.
- W moim długim życiu poznałam wiele ludzkiej biedy. Wiele osób we łzach podzieliło się ze mną swoją historią. Nigdy ich nie zapomnę – mówiła dwa lata temu w rozmowie z "Gościem Płockim" sędziwa siostra Lidia. Odwiedzała wtedy około 30 osób, chodziła też do szpitala i hospicjum. – Idę do nich z dobrym słowem. Te spotkania nie trwają zbyt długo: może 30-40 minut, aby nie zmęczyć zbytnio tych chorych i starszych ludzi. Zawsze się modlę, abym była wrażliwa na to, co od nich usłyszę. W prostych słowach ich pocieszam. Jeśli można, wspólnie się z nimi pomodlę, albo po prostu posiedzę na skraju łóżka modląc się za nich w ciszy. Tym osobom najbardziej potrzeba obecności drugiej osoby, bo często mają zapewnioną opiekę, mają też rodziny, dzieci, ale mimo wszystko są dotknięci samotnością i zimną niewdzięcznością. Często mają też pieniądze, więc nie proszą o wsparcie, ale ich serce jest zranione i woła o trochę ciepła i bliskości. Chyba takich osób spotykam najwięcej – opowiadała o swoich wizytach siostra pasjonistka. A gdy wracała do domu, szła do kaplicy i prosiła Jezusa o ulgę w cierpieniu dla chorych, których odwiedziła.
Gdy pracowała w Kielcach, zainicjowała działalność Stowarzyszenia Życia Ewangelicznego Osób Świeckich - grupę ponad 350 osób, które modliły się na brewiarzu dla świeckich, a także odwiedzały chorych, rozprowadzały żywność i były zawsze gotowe do rozmowy i pocieszania. - W tej działalności chodziło o wrażliwość na biedę drugiego człowieka i o to, aby zachwycić się choćby najmniejszym dobrem. Chciałam też ułatwić życie biednym i chorym, aby mieli w kimś oparcie. Aby pamiętali, że mając w życiu tyle problemów, z Bogiem te trudności łatwiej przetrwają – wyjaśniała siostra.
W Płocku siostra kontynuowała to samo dzieło, ale jej wrażliwość wyrażała się też w innych sprawach, bo gdy na przykład widziała niszczejącą figurę Matki Bożej nieopodal jej domu zakonnego, to zrobiła wszystko, aby mogła ona zostać wyremontowana i na nowo poświęcona. Pisała również poezje, co świadczy o jej wielkiej wrażliwości na Boga, piękno i drugiego człowieka.
S. Lidia Halina Bartnicka urodziła się 14 października 1926 r. w Jasinie k. Rypina. Miesiąc później została ochrzczona w parafii św. Jana Chrzciciela w Sadłowie. Do zgromadzenia sióstr pasjonistek wstąpiła w 1947 r., wcześniej ukończywszy liceum pedagogiczne. Pierwsze śluby zakonne złożyła 15 sierpnia 1951 r., przyjmując wtedy imię Lidia.
Pracowała jako katechetka w Tomaszowie Mazowieckim, studiowała na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie uzyskując magisterium z teologii. Następnie pracowała w Wilanowie, Płocku, Łodzi, Sierpcu, Dąbrowie Górniczej, Pomiechowie, Mucharzu, Rypinie i w Kielcach. Na tej ostatniej placówce, gdzie spędziła 25 lat podjęła się m.in. szeroko zakrojonej pomocy charytatywnej. Była nazywana "kielecką matką Teresą" W dowód uznania biskup kielecki Jan Piotrowski odznaczył ją medalem "Beati Misericordes". W 2016 wróciła do domu macierzystego w Płocku, gdzie zmarła 15 grudnia 2021 r. Jej pogrzeb odbędzie się w poniedziałek 20 grudnia.