W parafii św. Jadwigi Królowej w Płocku odbyły się uroczystości pogrzebowe ks. Piotra Muzyczyszyna, wikariusza tej parafii, który zmarł nagle 25 listopada, w wieku 35 lat.
Monumentalną świątynię Matki Bożej Częstochowskiej wypełnili rodzina, parafianie od św. Jadwigi Królowej i księża, którzy chcieli pożegnać i modlić się za ks. Piotra. Przy jego trumnie, obok płonącego paschału, dominowały białe róże, nieopodal stał poczet honorowy ze sztandarem III Liceum Ogólnokształcącego, w którym ks. Piotr był katechetą przez ostatnie trzy lata. Jak mówili ks. prał. Stanisław Kaźmierczak i wierni świeccy żegnający księdza, jeszcze we wtorek posługiwał w kancelarii parafialnej i ustalał pogrzeb jednej z osób. Dało się też zauważyć, że od jakiegoś czasu nie czuł się dobrze. - Szlachetna była jego obecność pośród nas i twórcza praca, za co składam mu serdeczne podziękowanie - powiedział ks. proboszcz Kaźmierczak. Jego wikariusz zmarł nagle w miniony czwartek, a w sobotę żegnali go wzruszeni parafianie w Płocku i jego rodzinny Sierpc.
Mszy św. przewodniczył biskup płocki Piotr Libera. Najbliżej ołtarza stanęli m.in. księża koledzy zmarłego kapłana z rocznika święceń 2011. Kazanie pogrzebowe wygłosił ks. prał. Marek Jarosz, rektor WSD, który 10 lat temu był wychowawcą tego seminaryjnego kursu.
- "Bez jednego drzewa las lasem zostanie. Bez jednej jaskółki wiosna też zawita, a bez jednego człowieka świat się nie zawali..." - cytował ksiądz rektor fragment ostatniego listu bł. ks. Jana Machy, który przed męczeńską śmiercią napisał te słowa do rodziców. - Las kapłańskich serc i rąk zmniejsza się, jest nas coraz mniej. Ta nagła śmierć boli, ale też prowokuje do refleksji, bo byłoby jeszcze wiele kart do zapisania w księdze życia ks. Piotra. Tymczasem Pan Bóg uznał, że już wystarczy - mówił ksiądz rektor w homilii.
- Epitafium ks. Piotra powinno być zapisane wielką miłością do kapłaństwa. Od wczesnych lat o nim marzył. Wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego, ale z powodu choroby musiał je opuścić. Potem, po maturze, wrócił do Wyższego Seminarium Duchownego. Był skryty, małomówny, ale bardzo dobry i pomocny - charakteryzował zmarłego kaznodzieja.
Odnosząc się do odczytanej w czasie liturgii perykopy ewangelicznej o spotkaniu zmartwychwstałego Jezusa z uczniami z Emaus (Łk 24, 13-35), ks. Jarosz mówił: - Jezus po cichu przyłącza się do i nas, gdy jesteśmy na drodze życia. Chce, abyśmy wrócili do Jeruzalem, gdzie się dokonało nasze zbawienie. Ale przypomina nam również, że zbawienie przyszło przez krzyż, w który są wpisane ofiara, ból, ale przede wszystkim miłość. Bez krzyża wszystko staje się metaforą, a nawet unikiem i tłumaczeniem, że coś robimy, ale "bez przesady", "czasami", "może". Co dziś piszemy o sobie samych na epitafiach naszego życia? Czy one pozwolą innym odnaleźć zmartwychwstałego Pana? - pytał kaznodzieja.
Po Mszy św., przy wzruszającym śpiewie "Barki", trumna młodego kapłana została wyniesiona z kościoła i przewieziona do jego rodzinnego miasta, gdzie spoczęła na miejscowym cmentarzu.
Więcej o zmarłym ks. Piotrze i jego własnym wyznaniu o kapłaństwie