Chociaż piątkowa pogoda była szczególnie "niewdzięczna", to płoccy pielgrzymi przeszli pierwszy odcinek z Płocka do Sokołowa z wdzięcznością za 40 lat wędrowania na Jasną Górę i osobiste łaski, jakich doświadczyli w życiu.
Około 700 osób wyruszyło wczoraj z katedry na pielgrzymi szlak, który prowadził przez most na Wiśle, płockie Radziwie, potem malowniczą trasą gostynińskich lasów m.in. przez Rezerwat przyrody Jastrząbek, do Gostynina, na ciepły posiłek i wreszcie - na Apel Jasnogórski w Sokołowie. Był to dzień wdzięczności za jubileusz pielgrzymki, dlatego uczestniczyli w nim wszyscy chętni, z różnych stron diecezji płockiej, świeccy i księża.
- Potrzebujemy, by nieustannie odkrywać różne znaki czasu, które dzieją się w naszym życiu i na świecie, takie jak chociażby ta pandemia, z którą zmagamy się od ponad roku. Ten czas wędrówki, to czas, by przyjrzeć się ważnym sprawom naszego życia, docenić to, co mamy na co dzień i podziękować za to Bogu. W tym roku, otrzymaliśmy też szczególnego patrona, świętego Józefa, Opiekuna Jezusa, na którego warto spojrzeć ze świeżością - usłyszeli w czasie rozważania na początku drogi pielgrzymi, w jednej z trzech grup, na którą podzielona była cała kolumna.
Wędrówka w nieustannym, nasilającym się deszczu i przy wzmagającym się wietrze była dużym wyzwaniem, szczególnie, kiedy trasa prowadziła po leśnych ścieżkach pełnych wody, ale jak zauważył jeden z kapłanów, idących w tym dniu, wdzięczność to nie tylko radość, ona wymaga też poświęcenia. A co mówili świeccy pątnicy? - Idę w pielgrzymce, bo tu znajduję dystans do codziennego życia, do trudnych spraw i tu mogę najbardziej spotkać Boga. Nawet w tym deszczu i wietrze… - mówiła z uśmiechem pani Agnieszka z Płocka. Cieszyła się, że idąc w pielgrzymce może śpiewać, bo dla niej śpiew jest formą modlitwy.
- Byłam na pielgrzymce już 24 razy. Tak zawsze wyglądał mój urlop, czas wolny mój i mojej rodziny. Nie wyobrażam sobie inaczej, bo tu ładuję swoje akumulatory. Nie raz szliśmy w deszczu, pamiętam pielgrzymkę, gdy padało non stop, i rodzina dowoziła mi suche rzeczy - dzieliła się pani Kasia, która chodzi zwykle z grupą brązową.
Sztafetowa forma pielgrzymki po raz drugi przyciągnęła na szlak pana Krzysztofa z Makowa. – Nie znam pielgrzymki w takiej tradycyjnej formie, ale idąc w ubiegłym roku, coś "zaskoczyło". Chcę wracać i chcę pielgrzymować, bo trzeba przezwyciężać swoje słabości, wychodzić ze swojej strefy komfortu i dawać przykład innym - opowiadał w drodze.
- Jest niewdzięczna pogoda, ale my niesiemy pielgrzymią wdzięczność - zauważyła pani Marzena. - Ja już nie liczę, ile razy byłam. Idzie mi się dobrze, chociaż nie można się przyzwyczaić do takiej pogody i jest trochę przykro. Deszcze jest ciężki, jest niemiło, ale się idzie, bo ważne są intencje, nad którymi trzeba się poważnie zastanowić. Dla mnie ta pielgrzymka jest trudna zewnętrznie, ale i wewnętrznie, bo spadło na mnie pewne doświadczenie nie wiadomo skąd, dlaczego, i po co… Myślę, że muszę tak głęboko zaufać Bogu, że On to rozwiąże. Mimo wszystko jest radość i wdzięczność. Ja dziękuję, że żyję, że mam rodzinę, dzieci, wnuczka, że są zdrowi, że sobie radzą w życiu. Bóg jednak z nami cały czas jest, ale to my czasem chcemy liczyć tylko na siebie - mówiła pani Marzena, którą spotkaliśmy na obiedzie pielgrzymim w Gostyninie. Dodała z uśmiechem - Teraz to jestem szczęśliwa, że zjadłam ciepłą zupę, i że od kogoś dostałam chusteczkę, bo moje przemokły…
Ilona Krawczyk-Krajczyńska, Agnieszka Małecka