Ta historia jest dowodem na to, jak Pan Bóg pisze prosto po krzywych liniach historii, także w Płocku...
Z jednej strony niewiele ocalało po płockim klasztorze z czasów św. s. Faustyny, bo wojna i czasy rządów komunistycznych odcisnęły bolesne piętno na tym miejscu; z drugiej jednak - ocalały prawda o tym miejscu i jego przesłanie.
Od niemal 130 lat w tym miejscu jest pisana historia miłosierdzia. Różnie nazywano je w przeszłości - zakładem Anioła Stróża, Domem Schronienia Opieki Najświętszej Maryi Panny, klasztorem sióstr magdalenek, a potem - po 40 latach przerwy i wygnania - najpierw kaplicą, aż wreszcie od 2000 r. sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Wiele imion, trudna historia.
Gdy przyszła wojna, klasztor i zakład stały się wtedy schronieniem dla 150 dziewcząt, które w ten sposób uratowały się przed wywiezieniem do Niemiec. Wymowne jest świadectwo ks. Stanisława Figielskiego, administratora apostolskiego diecezji płockiej po śmierci abp. Antoniego Juliana Nowowiejskiego, który tuż po wojnie, w grudniu 1945 r. tak pisał do księcia Adama Sapiehy, metropolity krakowskiego: "Od kilkudziesięciu lat znam działalność zakładu Anioła Stróża w Płocku, patrzyłem i to z bliska i bezpośrednio podczas całej okupacji niemieckiej w tym czasie, kiedy przebywałem podczas okupacji w Płocku, jako jedyny duszpasterz na obwód płocki, mieszkałem przy farze płockiej w pobliżu zakładu Anioła Stróża, często bywałem w zakładzie z posługą duszpasterską. Patrząc więc przez cały czas na działalność sióstr, stwierdzam sam, że siostry prowadząc zakład wychowawczy dla dziewcząt podczas okupacji spełniły zarazem pod osłoną zakładu misję patriotyczną ratowania miejscowych dziewcząt przed wywiezieniem do Prus lub do okopów, ponad 150 dziewcząt uratowano, zyskując wdzięczność ich rodziców. Gdy po wkroczeniu wojsk niemieckich uwięziono w sąsiedztwie z zakładem, w gimnazjum im. Małachowskiego zakładników, siostry samorzutnie zorganizowały odżywianie: gotowały zupę i bezinteresownie dostarczały chleb z własnej piekarni do czasu utworzenia przeze mnie stałej opieki dożywiania zakładników z ramienia opieki społecznej" - pisał ks. Figielski.
W czasie okupacji z płockiego klasztoru wysłano ponad 700 paczek z odzieżą do polskich jeńców do Niemiec. "W Białej ukrywało się przez dłuższy czas kilku księży z diecezji płockiej - poszukiwanych i ściganych przez okupanta. Niezamożnym alumnom seminarium duchownego w Płocku prano i reperowano bezinteresownie bieliznę i odzież" - czytamy z kolei w relacji sióstr.
Po upadku powstania warszawskiego przez płocki dom sióstr przeszło wiele osób, które tu na krócej lub dłużej znalazły schronienie. W swej relacji do abp. Sapiehy ks. Figielki wspomniał także, że siostry wspierały materialnie obóz pracy dla kobiet, który znajdował się na płockim Radziwiu, "nie bezpośrednio, ale przez pośrednictwo społeczniczki Wandy Grabowskiej. Wysyłały tam bieliznę, ubranie, pościel, bo kobiety zaaresztowane w miesiącach letnich były w perkalowych sukienkach w zimie i sypiały na podłodze cementowej. (...) O działalności sióstr świadczyć może taki fakt, że dentystka pani Szymańska, zamieszkała w Płocku, leczyła zęby siostrom i wychowankom zakładu, a zapytana o należność odpowiedziała: »Siostry tyle dobrego zrobiły dla ludzi, tyle paczek wysłały, że nigdy tego nie zapomnę i nie mogę nic brać od sióstr«" – pisał ks. Figielski.