Ta historia jest dowodem na to, jak Pan Bóg pisze prosto po krzywych liniach historii, także w Płocku...
Tymczasem już w grudniu 1945 r. zaczęło się komunistyczne knucie przeciwko siostrom. Wtedy z komendy powiatowej MO w Płocku wpłynęła skarga, że przełożona klasztoru sióstr na Starym Rynku jest rzekomo włoskiego pochodzenia. "To zgromadzenie zakonne, jak i wiele innych w Polsce nie zdały egzaminu z polskości" - pisze autor skargi. Posuwa się jeszcze dalej i dodaje: "Podczas okupacji w Zakładzie Anioła Stróża było sześć sióstr Niemek, które przed wojną i obecnie uchodzą za rzekome Polki, w dodatku wychowawczynie naszych dzieci. Rzekome siostry Polki nie dzieliły losów swoich braci męczonych, palonych, niszczonych przez okupanta. Ludność Płocka jak i jego okolic z oburzeniem na te rzeczy patrzyła i patrzy. (...) Stwierdzonem jest, że klasztorowi, a zwłaszcza takiemu jak Anioł Stróż nie chodziło w czasie okupacji o polskość, a raczej o egzystencję". Od samego początku komuna posługiwała się kłamstwem i manipulacją, aby zniszczyć płocki klasztor sióstr.
Ale to jeszcze nie koniec. W 1948 r. pojawił się jeszcze jeden smutny wątek tej historii - rzekome zeznania jednej z wychowanek, która na milicji miała oskarżać siostry, że była źle traktowana w zakładzie. Zachował się jednak list matki owej dziewczyny, w którym upomina swoją córkę: "Ja cię proszę jak dziecko, abyś wzięła Boga do serca i szanowała swoje opiekunki, a nie leciała zeznawać fałszywie. Judasza przypomnij sobie, jak naszego Pana Jezusa sprzedał za 30 srebrników". Sama wychowanka przyznała po latach, że jej zeznania były kłamstwem i manipulacją.
To jednak wystarczyło, aby 22 czerwca 1950 r. siostry usunięto z klasztoru. Dom został okrążony przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa. Grupa osób, bez zapowiedzenia, wkroczyła do zakładu. Po odczytaniu pisma oświadczono siostrom, że będą natychmiast wywiezione i dano im na przygotowanie godzinę. Siostry wywieziono grupami do Białej. Dom zamknięto i nikogo nie wpuszczano. Kapelana ks. Jezuska, który się zgłosił, by zabrać Sanctissimum, nie wpuszczono pięciokrotnie, dopiero nazajutrz wieczorem zgodzono się na to.
"Sam fakt był niesłychany, niemniej niesłychane metody zastosowane. Sposób wejścia i wywiezienia sióstr odbył się tak, jakby chodziło o wywiezienie zbrodniarzy. Zakład Anioła Stróża związany od dziesiątków lat ze społeczeństwem Płocka, cieszył się wielką popularnością, stąd oddźwięk jest bardzo silny i ujemny dla sprawców" - zanotował wtedy bp Tadeusz Paweł Zakrzewski.
Po latach, gdy siostry wróciły do zdewastowanego klasztoru i urządziły w nim kaplicę, miejsce to odwiedziła dawna wychowanka szkoły, która tu się mieściła przez 40 lat PRL-u. - Gdy weszła do kaplicy, oniemiała z wrażenia i bardzo się wzruszyła, bo na ścianie, gdzie kiedyś wisiały portrety Lenina, Stalina i Bieruta, teraz znajdował się obraz Jezusa Miłosiernego - wspominała kilka lat temu nieżyjąca już s. Gonzaga Walczak.