Jak wygląda "koronawirus pierwszego stopnia w trzecim świecie"? Pisze o tym w korespondencji do "Gościa Płockiego" ks. Jarosław Tomaszewski, misjonarz w Urugwaju.
Statystyki - wielka niewiadoma
Po drugie, bardzo trudno jest wykazać liczbę osób zakażonych koronawirusem. W Urugwaju, aby przeprowadzić stosowny test, za każdym razem trzeba uzyskać zgodę Ministerstwa Zdrowia, bo tutaj się na wszystkim oszczędza. Można ewentualnie przepłacić w prywatnej klinice dla bogatych, na ten gest stać jest jednak niewielu. To sprawia, że trzeci świat tak naprawdę nie zna statystyk co do stanu zagrożenia. Reguły, które wprowadzono, można stosować tylko w nielicznych, zamożnych dzielnicach. Podobne normy medyczne nie są realne w slumsach, do których raczej nie zagląda policja, a w których jedynymi lekarzami są najczęściej młodzi, międzynarodowi studenci z wolontariatu. W Urugwaju dla przykładu dość niska rozpoznawalność koronawirusa może być spowodowana już to niewielką, bo trzymilionową populacją mieszkańców, już to znikomą liczbą wykonywanych testów, stosunkowo niskim współczynnikiem turystyki.
Tutejsza ideologia masońska wpoiła ludziom, że zwłoki, po krótkim, świeckim czuwaniu, oddaje się w ręce stosownego urzędnika, który następnie doczesne szczątki składa w przeznaczonej na to, betonowej komorze na cmentarzu. Niska liczba przypadków grzebania zmarłych powoduje niską znajomość przyczyny śmierci. Obawiam się tylko, żeby ponownie ta ogromna rozpiętość dostępności do testu na koronawirusa, jaka znów dzieli trzeci świat na biednych i bogatych, nie doprowadziła do rewolucyjnych rozruchów, których skutek może być gorszy niż pandemia.
Planu nie ma…
Po trzecie, reakcje oszołomionych kryzysem rządzących są enigmatyczne. Jeśli w Europie czy w Stanach Zjednoczonych obserwuje się zdecydowany zwrot w kierunku otwierania - po wypłaszczeniu wektora zakażeń - kolejnych sektorów życia publicznego, o tyle przestrzeń społeczna trzeciego świata przypomina sparaliżowaną zamrażarkę bez prądu. Nic generalnie nie wiadomo. Planu nie ma. Z pewnością chodzi o odepchnięcie ludzi od drzwi szpitali, stan bowiem służby zdrowia jest tutaj w opłakanym stanie i za nic w świecie nie wytrzymałby nadmiernego obciążenia COVID-19. Trzeba może przyznać, że administracja Urugwaju czeka na nadejście nieprzyjemnej klimatycznie pory deszczowej. Na tej szerokości geograficznej wieje i pada od początku lipca do początku września, temperatury nocą schodzą poniżej dziesięciu stopni, nieprzygotowane i chybotliwe domki przenika wilgotne zimno, które podobno stanowi uprzywilejowany teren działalności koronawirusa. Przerażenie nadciągającą porą deszczową i jej ewentualnym sojuszem z pandemią sprawia, że edukacja, produkcja i kultura stoją.
Kościół? "Jesteście w kolejce..."
Stoi również, i to już ostatnia z moich obserwacji, religia. W pierwszą z niedziel epidemii milicjanci o poranku zestresowali wszystkich proboszczów, podsuwając im pod nos wymuszony dokument, który stwierdzał ewentualną odpowiedzialność duchownego za fakt, że ktoś przyszedł na Mszę św. i nabył tym sposobem wirusa. Werdykt był jeden: zamykasz i nie odprawiasz albo idziesz do więzienia lub płacisz. Wieczorem przestraszeni biskupi urugwajscy wystosowali nakaz nieodprawiania Eucharystii publicznych przez dwa tygodnie do przodu i tak bezwiednie trwa to aż do dziś. Kilka dni temu zniecierpliwiony duszpasterskim bezruchem arcybiskup Montevideo dostał się w końcu do kancelarii prezydenta z pytaniem: kiedy możemy wrócić do odprawiania Mszy św. z obecnością wiernych? Urzędnik odpowiedział kardynałowi: spokojnie, jesteście w kolejce na tym samym miejscu, co spektakle teatralne i seanse kinowe.
Jest to znaczący problem duchowy, ponieważ niewielki Kościół w Urugwaju złożony jest w ogromnej większości z osób dopiero co nawróconych. Wielu z nich pisze mi nieustannie, że znów porywa ich duch tego świata, że ciężko im bez sakramentów i codziennej Eucharystii, że liturgia "przez Zoom" niczego w zasadzie nie załatwia, zresztą świadomość technologiczna w trzecim świecie nie jest tak zaawansowana jak w Europie. Obawiam się, że straty duchowe katolicyzmu mogą być większe niż same zagrożenie pandemią.
ks. Jarosław Tomaszewski (oprac. am)