W tym roku mija 180 lat od śmierci sługi Bożego Bogdana Jańskiego, założyciela zmartwychwstańców. W jego życiu "stało się" zmartwychwstanie.
Wszystko zaczęło się w naszej Winnicy, gdzie Bogdan Jański został ochrzczony. Jak mówi w rozmowie z "Gościem Płockim" bp Wiesław Śpiewak, były prowincjał zmartwychwstańców w Polsce i postulator procesu beatyfikacyjnego B. Jańskiego, jego biografią można obdzielić wiele osób, a on sam to "święty nieświęty". Jedna z najbardziej intrygujących postaci Wielkie Emigracji. Zmarł w wieku 33 lat.
"Jestem pod wrażeniem tego, jak przeżył prawdę o Jezusie zmartwychwstałym. To doświadczenie było tak żywe w jego duszy i umyśle, że gdy go pochowano na rzymskim cmentarzu zwanym dziś Campo Verano, na grobie umieszczono napis: »Tu spoczywa mający zmartwychwstać śp. Bogdan Jański«. Zmartwychwstanie - ta prawda naszej wiary tak bardzo zdominowała jego nawrócone życie, także to, które kontynuuje dziś przez swoich duchowych synów i córki" - mówił 5 lat temu w Winnicy abp Celestino Migliore, nuncjusz apostolski w Polsce, modląc się ze zmartwychwstankami i zmartwychwstańcami w kościele chrztu ich założyciela.
Sami zmartwychwstańcy lubią powtarzać, że Bogdan Jański "trzykrotnie się narodził". Najpierw 26 marca 1807 roku w Winnicy - parafii pod Pułtuskiem. Tam został ochrzczony i spędził pierwsze lata swego życia. W Pułtusku uczęszczał do szkoły prowadzonej przez benedyktynów. Mimo swych zdolności, ponieważ lubił się bawić i leniuchować, musiał powtarzać dwa lata w tej samej klasie. Jego matka pisał w jednym z listów: "Proszę, pamiętaj na mnie, biedną matkę, i posłuchaj mojej rady... Szukaj tylko dobrego towarzystwa, gdzie byś znalazł dobrą reputację i miłość wszystkich. Bądź dobrym, religijnym i pobożnym, a Bóg najwyższy będzie ci błogosławił we wszystkim. Ty jesteś jeszcze młody, ale masz pięknie w głowie i dobry rozum, aby go na dobre użyć" - tak pisała Agnieszka Jańska do syna. Po jego śmierci okazało się, że w surducie nosił zaszyty ostatni list otrzymany od matki i takie słowa: "Pamiętacie Błażeja Pascala? Boga Abrahama, Jakuba i Izaaka? Pamiętacie?".
Jako że był bardzo zdolny, podjął więc studia prawniczo-ekonomiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Wtedy też poznał różne prądy filozoficzne, wówczas modne, rzucił się też w wir rozmaitych przyjemności, niekończących się spotkań towarzyskich, w konsekwencji odszedł od wiary katolickiej. W 1827 roku ukończył studia z prawa i ekonomii. Wygrał konkurs na stanowisko profesora ekonomii w planowanym Instytucie Politechnicznym w Warszawie. Wraz ze stanowiskiem otrzymał stypendium na podróż naukową po Europie Zachodniej. Otwierał się przed nim świat, ale żeby tego było jeszcze za mało, w przeddzień wyjazdu za granicę wziął nieoczekiwanie ślub z Aleksandrą Zawadzką, znajomą jeszcze z lat dziecięcych. Związek małżeński zawarł w parafii Przewodowo k. Pułtuska. Tę zaskakującą decyzję miał podjąć dla ratowania dziewczyny, która znalazła się w beznadziejnej sytuacji: będąc w ciąży, straciła dobrą reputację i została bez środków do życia, bez kontaktów z rodziną i z ojcem dziecka. Starał się w miarę możliwości wspierać żonę materialnie, ale wybuch powstania listopadowego i jego pobyt na emigracji sprawiły, że już nigdy się z nią nie spotkał i do końca życia miał wyrzuty sumienia z powodu niedopełnienia małżeńskich obowiązków.
W Paryżu porwały go panujące tam modne prądy filozoficzne, zwłaszcza utopijne i socjalizujące ruchu saintsimonistycznego. Stał się gorącym propagatorem programu sprawiedliwości społecznej. W Londynie z kolei nawiązał kontakty z czołowymi ekonomistami angielskimi: J.S. Millem i R. Owenem. We Francji zaczęły się kłopoty finansowe Jańskiego: pieniędzy stypendialnych starczało mu zaledwie na życie, a kusiły go bardzo rozrywki Paryża. Popadł więc w długi, a w chwilach desperacji myślał o ucieczce do Ameryki czy nawet o samobójstwie.
Stopniowo wracał do chrześcijaństwa, ale długa była droga do jego drugich narodzin. "Myśl moja obróciła się ku Chrystusowi" - zanotował w tym czasie.