- Tu nie ma VIP-ów, celebrytów. Tu są ludzie, którzy mają swoje dylematy - mówi jeden z szafarzy diecezji płockiej, którzy przez ostatnie 3 dni przeżywali swoje rekolekcje w Sikorzu.
Za każdym razem od nowa
- Jako szafarz, dotykasz Ciała Jezusa. Nie tylko dłonią dotykasz, dotykasz całym sobą, całą historią swojego życia, stajesz się świadkiem. Stań się mądrym, świętym oblubieńcem dla swojej żony, bądź świadkiem dla dzieci, bądź tym, który będzie świecił we wspólnocie parafialnej. Z Jezusem będziesz przezwyciężał wszystko - takimi słowami zachęcał szafarzy ks. Piotr Arbaszewski podczas Mszy św., kończącej rekolekcje. W czasie uroczystej Eucharystii, sprawowanej w kaplicy katolickich szkół w Sikorzu, pod przewodnictwem bp. Piotra Libery 27 kandydatów otrzymało po raz pierwszy misję nadzwyczajnego szafarza Komunii św., a pozostali odnowili ją, bo to posługa, którą otrzymuje się na rok.
- Każdy rok to dla mnie nowy rozdział. Zamyka się stary, rozpoczyna nowy. Za każdym razem zastanawiam się, czy mam być szafarzem, czy nie. Za każdym razem to niewiadoma. Nie jest to dane nam na całe życie i nikt nie powiedział, że zostaniemy pochowani jako nadzwyczajni szafarze Komunii św. Byłoby to błędem i pychą. Przeciwnie, każdy kolejny rok przeżyty jako nadzwyczajny szafarz Komunii św. jest to mój sukces. Obcowanie z Chrystusem w tej formie to są chwile, które nas trzymają przy życiu - przyznaje Paweł Dobrzyniecki.
- Po każdych odnowieniach misji człowiek odradza się na nowo, z takim doładowaniem. Tak jakby zaczynał wszystko od początku. To jest po trosze symboliczne, ale bardziej duchowe, bo przypomina o odpowiedzialności za świadectwo naszej wiary - uważa Leszek Gołębiewski.
Nadzwyczajni szafarze Komunii św. są posłani, by pomagać duszpasterzom w swoich parafiach przy udzielaniu Komunii św. właśnie w szczególnych okolicznościach: podczas Mszy św. świątecznych, niedzielnych, czy podczas rekolekcji, gdy liczba przystępujących do tego sakramentu jest duża, i Eucharystia znacznie się przedłuża. Świeccy szafarze chodzą też do chorych, zanosząc im Najświętszy Sakrament. - To jest piękne, gdy chory oczekuje na Pana Jezusa. W mojej parafii zanosiłem Komunię św. starszej pani, która zmarła w listopadzie. Ona, nieświadomie, pokazała mi, że nie jest prawdą to powiedzenie, że starość Panu Bogu się nie udała. Wręcz przeciwnie. Ta osoba była niesamowicie cierpiąca, ale nigdy się uskarżała, że Pan Bóg jej nie pomógł. Napisałem świadectwo jej życia. W pewnym momencie zostały mi dwa zdania i dokończyłem po jej śmierci - wspomina pan Leszek.
Ludzie patrzą przychylniej
Świeccy szafarze spotykają się z różnymi reakcjami wiernych. Niektórzy przyznają, że budzili zdziwienie, a nawet nieufność wśród innych parafian. Wiele zależy, mówią, od postawy proboszcza i pozostałych duszpasterzy; na ile księża wyjaśnią ludziom te kwestie.
- Gdy otrzymałem tę posługę w 2009 r., byliśmy ostatnią parafią w Ciechanowie, która nie miała jeszcze szafarzy. Było nas dwóch. Na początku dla niektórych parafian „staliśmy się” księżmi, to znaczy niektóre starsze osoby mówiły do mnie „proszę księdza”. Część wiernych mimo wszystko wolała ustawić się do księdza po Komunię, a do nas podchodziła z rezerwą czy z lekką bojaźnią. Czułem nawet skupiający wzrok na sobie. Ale sądzę, że to jest nieuniknione i to już jest za nami. Na początku było też trochę emocji i napięcia, bo człowiek pierwszy raz stawał przy ołtarzu i brał puszkę z Najświętszym Sakramentem. Na pewnym poziomie to zostaje. Myślę, że potem jest radość i satysfakcja, że nasza posługa jest potrzebna - przyznaje Leszek Szcząchor.
- To jest obciążenie, bo zdarza się, że świeccy nie podchodzą do nas, bo uważają, że jesteśmy inni niż księża. I bardzo dobrze. Wiele zależy od świadomości człowieka, który jest w kościele. Jeżeli ktoś chce iść tylko do księdza, to ma do tego prawo i, że tak powiem, „wara mi do tego”. Dużo młodych ludzi podchodzi do nas, bo już nie ma takiego dystansu. Ale mam w swojej parafii starsze panie, które podchodzą specjalnie do mnie, nawet mi to powiedziały. I to jest piękne, to jest dla mnie takie świadectwo, że jestem potrzebny w kościele.
Cały czas się zastanawiam, czy jestem potrzebny, czy powinienem być... - mówi Paweł Dobrzyniecki. - Ja osobiście podczas Komunii św. mało kiedy widzę człowieka, któremu udzielam Komunii św. Nie rozpoznaję twarzy, bo jestem tak blisko z moim Panem, Który chce być u tego drugiego człowieka. Ja szczerze, za każdym razem mówię w duchu: „Panie, nie jestem godzien...”.
am