"Nowa błogosławiona to wielki dar dla Kościoła w Polsce, a szczególnie dla naszej diecezji" - napisał bp Piotr Libera w słowie skierowanym do wiernych diecezji płockiej.
Udała się do Mławy. Tam prawdopodobnie zatrzymała się u krewnych, a na życie zarabiała jako krawcowa. Pozostała tam około pięciu lat. Biografowie matki Szczęsnej zwracają uwagę, że był to czas jej duchowego dojrzewania i jeszcze lepszego doskonalenia się w rzemiośle krawieckim.
W 1885 roku spotkała w Zakroczymiu o. Honorata Koźmińskiego. Rok później w Warszawie rozpoczęła nowicjat w nowo założonym przez o. Honorata bezhabitowym Zgromadzeniu Sług Jezusa. Droga powołania prowadziła jednak dalej i gdy w 1894 r. ks. Józef Sebastian Pelczar założył zgromadzenie zakonne Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego, s. Szczęsna była jego współzałożycielką. Otrzymała habit zakonny i imię Klara. Była pierwszą przełożoną zgromadzenia, którego celem była opieka nad służącymi, posługa chorym i inne prace społeczne.
Matka Klara była wątłego zdrowia. W 1903 r. wykryto u niej nowotwór, operację jednak odłożono. Zmarła 7 lutego 1916 r. w Krakowie. Jej proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1994 roku. Po 19 latach szczęśliwie dobiega kresu i, obok św. Józefa Sebastiana Pelczara, również współzałożycielka sercanek - matka Klara Ludwika Szczęsna - będzie wyniesiona na ołtarze.
Za cud potrzebny do beatyfikacji uznano uzdrowienie dwunastoletniego chłopca po poważnym wypadku samochodowym z 2001 roku. 11 marca 2001 roku Michał został potrącony przez samochód. Chłopiec doznał poważnego urazu mózgu, był sparaliżowany i zapadł w śpiączkę. Lekarze nie dawali szans na przeżycie. Do 6 kwietnia przebywał na oddziale intensywnej terapii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu. Szybko jednak ruszył modlitewny szturm do nieba. Katechetką chłopca była s. Liliana ze Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego. Poprosiła ona swoje współsiostry o modlitwę za przyczyną matki Klary. Obrazek z nowenną dostała również mama Michała, która wraz z innymi osobami włączyła się w modlitwę.
- Pamiętam, że któregoś dnia, w trakcie trwania nowenny, nastąpił przełom. Dowiedziałam się, że Michał nagle zaczął wracać do zdrowia. Bardzo się tym faktem ucieszyłam, ale nie podejrzewałam jeszcze wtedy, że to cud - wspomina s. Liliana.
wp, red