Agnieszka Niszczak i Krzysztof Kowalczyk, w rozmowie z Agnieszką Otłowską, opowiadają o niezwykłej misji, w której uczestniczyli. Przez ostatnie dwa tygodnie byli kustoszami Krzyża i Ikony Światowych Dni Młodzieży, nawiedzających diecezję płocką.
Patrzycie na młodych i co zauważacie w tych spotkaniach, czy jest coś szczególnego?
Agnieszka: Brakuje im wyznacznika, jakiegoś celu, nie wiedzą do czego dążą. Jakby poszukują cały czas. Wiara, jakby przez krzyż, staje się dla nich wskazówką i znakiem, w którym mogą złożyć swoje lęki i słabości, wszystko to, co posiadają w swym sercu.
Krzysztof: Widać, że szukają pomocy, bo często w życiu nie jest łatwo. Widać, że przy tym krzyżu oni mają taką nadzieję, gdzie mogą te wszystkie swoje troski złożyć, zawierzyć to Panu Bogu, i szukać tej pomocy. Bo wiedzą, że w Nim jest nasze zmartwychwstanie i życie; że jeśli wezmą ten krzyż do siebie, do swojego serca, to wiedzą, że wszystko się ułoży.
Co szczególnego jest w tej peregrynacji znaków?
Agnieszka: W obecnych czasach wiara jest spychana na margines. Ukazuje się to, że to coś niepotrzebnego. Młodzi ludzie często się wstydzą. A teraz okazuje się, że wcale tak nie jest. Jeśli ktoś wierzy, nie wstydzi się jej i ją okazuje, przychodzi pod ten krzyż, pod ikonę.
Krzysiek: Wyjątkowe są chwile, gdzie widzimy tak wiele młodych ludzi, którym na tym zależy. Różnie się o nich mówi. A my kiedy jeździmy, dostrzegamy, że ta młodzież jest wspaniała i są oni otwarci, szczególnie na krzyż. Zauważamy, że jest to dla nich wielka rzecz, symbol, znak wiary.
Jakie świadectwa najbardziej utkwiły Wam w pamięci? A może i rozbudziły ogień wiary?
Krzysiek: Pamiętam świadectwo Małgosi z Mławy - studentki medycyny. Mówiła bardzo osobiste świadectwo swojej wiary. W pewnym momencie życia była na wielkim zakręcie, kiedy wykryto jej nowotwór, dość złośliwy. Ona nie wiedziała, co ma począć. Modliła się bardzo gorliwie i chciała tam właśnie zanieść te swoje cierpienie, na ten krzyż. Co się okazało? Jak sama mówiła: poczuła, że był to cud. Po pewnym czasie miała mieć wykonaną biopsję. Na kilka dni przed badaniem, guz znikł. I pamiętam, jak mówiła, że to był cud. Wierzy, to Pan Bóg ją uzdrowił. To było takie piękne i wymowne. Widać, było, że modlitwa stała się w jej życiu narzędziem walki z nowotworem.
Agnieszka: Pamiętam, jak były głoszone świadectwa wolontariuszy. Opowiadali, jak wolontariat zmienił ich życie. Jak dzięki niemu odkryli nowe możliwości, cele, nabrali nowego, innego spojrzenia na świat, że nie tylko muszą się nastawić na to, co oni chcą, ale na to czego potrzebuje ktoś inny.
Agnieszka Otłowska