Trwa festiwal młodzieży salezjańskiej w Czerwińsku. W tzw. strefie 18 plus odbywają się dyskusje, spotkania, pokazy teatralne, które stawiają ważne pytania o tożsamość młodego człowieka i jego przyszłość.
Czy Kościół potrzebuje „grzecznych dziewczynek"? Jaką ma propozycję dla współczesnych kobiet? Być idealną czy nie? Jak zachować równowagę między pracą i rodziną w codziennym życiu? To wątki, które pojawiły się podczas panelu dyskusyjnego pod tytułem „Mężczyźni z Marsa, kobiety z Wenus - kosmiczna katastrofa czy odyseja kosmiczna?” dla starszych campowiczów. W części poświęconej kobietom dyskutowały: salezjanka, s. Iwona Szymanik i socjolog Maria Rogaczewska. Swoją wizją współczesnej kobiety - matki telefoniczne podzieliła się podczas spotkania Maria Górecka, autorka bloga mamygadzety.pl.
- Wydaje mi się, że jednym z warunków poczucia spełnienia jest bardzo realistyczne podejście zarówno do małżeństwa, jak i rodzicielstwa. Chodzi o to, by patrzeć na małżeństwo jako na projekt; dla wielu kobiet - najważniejszy projekt życiowy. Podobnie też patrzeć na macierzyństwo i w ramach tego „projektu” rozwijać własne zdolności, talenty, kompetencje, własną osobowość, nie tylko, by wzbogacać innych, ale także siebie. My chcemy dzisiaj stać na dwóch nogach, to znaczy dawać i otrzymywać. Z jednej strony stać na nodze życia małżeńskiego, rodzinnego i w nim się spełniać w stu procentach, ale z drugiej strony - też na „nodze zawodowej”, tożsamości, profilu zainteresowań, działalności - mówiła do młodzieży zebranej na Campo Bosco Maria Górecka. Młoda mama przyznała jednak, że zna wiele kobiet wypalonych rolą wiecznej profesjonalistki, ideału bez wad. Może - zastanawiała się - warto pozwolić sobie czasem na błędy, gorszy humor, zmęczenie? - Znam też kobiety, które nie mają w sobie tej goryczy i jednocześnie czują się spełnione. Nie czują tego nakazu bycia idealną - mówiła Maria Górecka.
S. Iwona Szymanik podzieliła się swoim doświadczeniem „zakonnicy w Kościele”. - Gdy wkładasz habit, to się uniformizujesz i zwykle wchodzisz w pewien styl życia, który jest „grzeczny” i sterylny. Ja bym bardzo nie chciała być „grzeczną” dziewczynką, chociaż często mam taką pokusę. Dlatego też, że Kościół tak nas widzi. Jak chodzę po Campo Bosco, to nieraz czuję się jak ufo, bo wielu ludzi nie zna sióstr. Widzę wyraz nieufności w oczach. To jest taki problem wzajemny w Kościele - z jednej strony siostry same się tak wkładają w taką szufladkę, a z drugiej strony Kościół tak nas odbiera, tak nas widzi - takie są, takie niech umrą… - mówiła. Salezjanka podjęła też problem „radzenia sobie” kobiet, które muszą same podejmować „męskie” decyzje, wykonywać określone prace, kierować jakimiś przedsięwzięciami. - Kobieta, jeśli chce robić wiele rzeczy sama, to jest piękne, bo tego wcześniej nie było. Ale gdy kobieta stanie tylko na tej jednej nodze, czyli jest samowystarczalna, to staje się kulawa - zauważyła.
Z kolei Maria Rogaczewska, doktorantka w Instytucie Socjologii UW, przypomniała m.in. że historyczny kontekst naszego kraju - wojny, lata komunizmu - wymusił sposób wychowania kobiety do roli heroski, która sobie zawsze poradzi. Jej zdaniem, wytworzył się specyficzny matriarchat. - Drugą rzeczą jest to, że kobieta XXI wieku wprowadza na świat trochę piękna. Trudno jest dziś odnaleźć piękno wokół nas i zapomnieliśmy, że piękno jest nam niezbędne do życia. My się dziś nastawiamy na skuteczność. Świat współczesnych korporacji to świat męski - nakazów, hierarchii efektywności, świat, gdzie nie liczą się relacje - diagnozowała panelistka.
am