Dachau jest miejscem męczeństwa wielu kapłanów diecezji płockiej. Nie ma ciał tych męczenników, bo spłonęły w krematoriach. Żywe i przejmujące jest jednak świadectwo ich życia i umierania.
W każdej parafii diecezji płockiej jest drewniany pulpit pod Mszał ołtarzowy, a na nim wypalony napis: "Pamiętaj o męczennikach", aby każdy ksiądz odprawiający Najświętszą Ofiarę ze zbawczą męką Zbawiciela łączył świadectwo kapłanów diecezji płockiej, którzy przelali krew w czasie wojny. Wielu, wielu z nich zginęło w Dachau.
Warto przypomnieć słowa kard. Stefana Wyszyńskiego, który w 1967 roku był w Działdowie. Słowa z jego kazania szczególnie odnoszą się do ofiary księży męczenników z diecezji: "Gdy dziś wspominamy dzieje męczenników Bożych, myśli nasze i uczucia kierują się ku pierwszemu, zabitemu na tej ziemi Wieczystemu Kapłanowi, Jezusowi Chrystusowi. (…) On nas wyzwolił, dał wolność synów Bożych, okazał miłość, nauczył ofiary. Dlatego też nie tragizujemy, gdy rozważamy śmierć Chrystusa na krzyżu, radujemy się, ponieważ widzimy zwycięstwo miłości. Dlatego nie smucimy się, gdy wspominamy w dziejach, że przez trzy wieki Kościół był prześladowany. Nie musimy też tragizować dziś, gdy wspominamy przeszło dwa tysiące polskich kapłanów, którzy polegli w obozach koncentracyjnych, albo wyszli z nich kalekami na całe bolesne, trudne życie" – mówił prymas tysiąclecia.
Wśród nich – zamordowanych w Dachau – był m.in. ks. Józef Chyczewski, proboszcz z Suserza, trafił do Dachau w grudniu 1940 roku. Otrzymał numer 22648 i został skierowany do ciężkiej pracy, szykanowany karnymi ćwiczeniami. "Był silny i odporny ciałem i duchem (…) chętnie pomagał, szczególnie słabszym kolegom, podtrzymywał wielu na duchu" – pisze o nim ks. prof. Michał Grzybowski. "W marcu 1942 r. przeniesiony został do robót na plantacjach. Było niezwykle zimno, a praca była ciężka. Trzeba było ciągnąć ogromny wał, kopać w błocie rowy od 6 rano do 6 wieczorem. Straszliwy głód i zimno zrobiły swoje, organizm coraz bardziej opadał z sił. W końcu marca już ledwie chodził. Obozowe przeżycia Wielkiego Tygodnia, jakie tego roku urządzono księżom, były niezwykłą męczarnią i przyczyniły się u wielu do rychłej śmierci. Wśród ostrego deszczu z gradem, mroźnego wiatru, esesmani urządzali procesje wielkotygodniowe. Rozebranych więźniów trzymano godzinami na mrozie. W Wielką Niedzielę od wczesnego rana ganiano księży po placu apelowym. Do przyjaciela, który zapytał go, jak się czuje, ks. Chyczewski odpowiedział: »Zmartwychwstania doczekałem, ale to już koniec mojego życia, pomódl się za mnie«. Zmarł latem tego samego roku" – zapisał współwięzień, ks. Józef Kossakowski.
ks. Włodzimierz Piętka