Dla biskupiego miasta jest to dzień imienin. Św. Zygmunt opiekuje się Płockiem już od XII wieku.
- To prawda, że był on ”świętym nikczemnikiem” - mówił w czasie Mszy św. odpustowej ks. kan. Tadeusz Kozłowski, oficjał Sądu Biskupiego Płockiego. - Zgodnie z przekazem, Zygmunt w studni poniósł śmierć wraz ze swoją żoną i dziećmi. Został w ten sposób ukarany za swój czyn. Miał bowiem syna z pierwszego małżeństwa, który miał być prawowitym następcą jego tronu. Jednak jego druga żona, chcąc własnemu synowi zagwarantować królestwo, namówiła Zygmunta do zabicia jego pierwszego syna. Ten posłuchał niecnego planu, zamordował dziecko. (…) Umiera jednak nie jako morderca i nikczemnik, ale jako szczerze nawrócony grzesznik. Umiera nie jako człowiek zepsuty do szpiku kości, zatwardziały w swojej nieprawości, ale jako skruszony i obmyty łzami oraz pokutą prawdziwy mężczyzna. Umiera nie w pogrążającej szatańskiej beznadziei, ale otwarty na bezgraniczne Boże przebaczenie - mówił kaznodzieja.
I pytał: - Do czego dzisiaj wzywa ochrzczonych płocczan i każdego z nas św. Zygmunt? Z żywota naszego świętego możemy odczytać dzisiaj bardzo aktualne przesłanie dla każdego z nas, choćby takie, że chociaż jesteśmy bogatym w tradycję miastem, od niemalże tysiąca lat miastem biskupim, to, niezależnie od tego wszystkiego, grozi nam grzech, małostkowość czy zwykła nikczemność. Grożą nam największe przewinienia spowodowane egoizmem, chęcią zysku, czasem namową złego człowieka. Zewnętrznych przyczyn będzie wiele, ale za nimi zawsze stoi ta jedna, wewnętrzna, duchowa - odejście od Boga.
Czy przy widocznym zobojętnieniu religijnym i udzielającym się wielu z nas stopniowym oddalaniu się od Boga mamy świadomość naszych własnych zagrożeń, którym ulegliśmy i dalej ulegamy?
ks. Włodzimierz Piętka