W lesie ościsłowskim k. Ciechanowa odbyły się doroczne uroczystości upamiętniające niepełnosprawnych i chorych psychicznie mieszkańców powiatu ciechanowskiego pomordowanych tu w 1940 r. przez niemieckich okupantów.
Msza św., świeże kwiaty i płonące znicze to wymowne wyrazy pamięci o ofiarach niemieckiej zbrodni wojennej w lesie ościsłowskim: chorych, starych i niepełnosprawnych. - Pochylamy głowy nad mogiłami tych wszystkich słabych, którzy zostali pozbawieni życia, bo według ówczesnej ideologii stali na przeszkodzie tych silnych i dobrze sobie radzącym - mówił w czasie Mszy św. ks. Marek Michalski, proboszcz parafii w Sulerzyżu.
- Co chciałyby nam dziś powiedzieć najstarsze drzewa ościsłowskiego lasu? Ile ludzkich dramatów mogłyby opisać? Ile przerwanych nagle w brutalny sposób ludzkich historii? Ile odejść bez pożegnania z najbliższymi? Ile lęku i przerażenia w oczekiwaniu na to, kiedy padnie strzał? - pytał w czasie Mszy św., którą koncelebrowało pięciu kapłanów, ks. Marek Michalski. - Te milczące drzewa nie powiedzą nam jednak ani słowa. Dlatego jesteśmy tu dzisiaj my, by naszą modlitewną obecnością, ale też słowami właśnie, wyrazić naszą pamięć o tych, którzy powinni mieć prawo do pomocy i opieki, bo spotkała ich nagła śmierć - mówił ks. proboszcz Michalski.
- Może wielu się zastanawia, jak to możliwe, że w XXI wieku wciąż toczą się wojny, że krew leje się na Ukrainie, ale jeśli skoncentrujemy człowieka na nim samym i na jego potrzebach, a dodatkowo odbierzemy mu perspektywę życia wiecznego, wówczas cała energia zostanie przekierowana na tu i teraz. Wtedy człowiek, a nie Bóg stanie w centrum. A tymczasem Pan Jezus jako testament pozostawił swoim uczniom przykazanie miłości. Tego spojrzenia współczucia i miłości z pewnością zabrakło 80 lat temu tutaj w tym ościsłowskim lesie. Tego spojrzenia z pewnością brakuje wielokrotnie i dziś - mówił kaznodzieja.
- Jesteśmy po świętach Zmartwychwstania Pańskiego i wierzymy, że zwycięstwo życia nad śmiercią trwa - powiedział w czasie uroczystości Łukasz Kapczyński, burmistrz Glinojecka. Patriotyczny program artystyczny przedstawili uczniowie Szkoły Podstawowej im. Żołnierzy Armii Krajowej w Ościsłowie. Licznie przybyłe delegacje złożyły kwiaty i zapaliły znicze przy pomniku poświęconym ofiarom bestialskiego mordu z 1940 r.
Warto w tym miejscu przywołać publikację Marcina Przegiętki z Instytutu Pamięci Narodowej na temat wojennej zbrodni w Ościsłowie. Pierwszy etap przygotowań Niemców do tej zbrodni obejmował przygotowanie spisów osób niepełnosprawnych, niezdolnych do samodzielnej egzystencji i niezdolnych do pracy. Polecenie w tej sprawie wydane przez niemieckich landratów w Ciechanowie i Mławie, zostało przekazane sołtysom za pośrednictwem wójtów. Odbywało się to prawdopodobnie pod koniec 1939 r. lub na początku 1940 r. Działania te wykonywano pod pretekstem tworzenia list osób, którym rzekomo miało zostać zapewnione leczenie w niemieckich szpitalach.
Później wzywano te osoby do urzędów gminy. A gdy zwieziono je już do Ościsłowa, dokonywano selekcji w leżącym na uboczu budynku określanym jako szkoła. Były tam zabudowania ochronki, dawnego schroniska dla sierot. Rodzinom chorych i niepełnosprawnych Niemcy kazali odjechać. Potem stało się najgorsze: ostatni etap, egzekucja. "Obecna wtedy na miejscu Joanna Kunarzewska tak ją relacjonowała: 19 lutego nastąpiło zamknięcie przywiezionych osób niepełnosprawnych na noc. Przebywający tam ludzie byli stłoczeni. Po umieszczeniu ułomnych w sypialni i zamknięciu jej Niemcy ulokowali się w sąsiednim budynku - dotychczasowym szpitalu. 20 lutego 1940 r. w południe nadjechały trzy czy cztery samochody ciężarowe pokryte brezentem. Jednocześnie przybyli nieznani Niemcy ubrani w czarne mundury ze swastyką na lewym ramieniu. Potem wyprowadzono ułomnych z zajmowanego pomieszczenia i umieszczono w samochodach, przy czym Niemcy w brutalny sposób zmuszali ich w pośpiechu bijąc, a niejednokrotnie wrzucając wprost do samochodu. Temu wszystkiemu towarzyszył nieludzki krzyk i wrzask. Potem samochody odjechały w kierunku Glinojecka do znajdującego się tam lasu. Po stosunkowo krótkim czasie usłyszałam z tamtej strony odgłosy seryjnych strzałów" - napisał historyk IPN.
Marek Szyperski