O świętych mężczyznach i kobietach, którzy na przestrzeni 950 lat diecezji płockiej mieli wielkie marzenia, nadzieję i mocną wiarę, mówiono w czasie XVII Sympozjum Akcji Katolickiej.
Sympozjum rozpoczęła Msza św. w katedrze. Przewodniczył jej biskup płocki. - To sympozjum przeżywane w roku jubileuszowym naszej diecezji przypomina świadków wiary naszej ziemi, pielgrzymów nadziei. Oni są jak oliwka, która owocuje i jak świecznik, który płonie dla nas, abyśmy i my wierzyli oraz świadczyli o Chrystusie - powiedział biskup Szymon.
Przypomniał, że od 9 listopada przyszłego roku, z woli papieża Franciszka, Kościoły lokalne będą wspominały swych świadków wiary: świętych, błogosławionych, a także sługi Boże. - Oni swoją wiarą i przyjaźnią z Bogiem owocowali i promieniowali. Oni są dla nas jak latarnia morska, bo wskazują na Boga. Latarnia nigdy nie prowadziła do siebie, ale do portu. Podobnie świadkowie wiary: nie chcą nikim zawładnąć, ale chcą prowadzić deportu zbawienia, którym jest Bóg. Dziś to my mamy świadczyć o miłości do Boga i miłości Boga do świata - powiedział biskup Szymon w czasie Mszy św.
Mocny przekaz tegorocznego sympozjum tkwił w wyrazistości postaciach, o których była mowa, oraz w obrazach z ich życia, przypomnianych przez kolejnych prelegentów. O tym, jak biskup Jan Wosiński, gdy tylko mógł - jadąc z Płocka w kierunku Ciechanowa - zatrzymywał się w lasach ościsłowskich, gdzie Niemcy rozstrzeliwali osoby niepełnosprawne, a także polską inteligencję, w tym księży, przypomniał historyk Leszek Zygner, profesor Państwowej Uczelni Zawodowej im. Ignacego Mościckiego w Ciechanowie. - Działdowo, lasy ościsłowskie, gostynińskie czy skrwileńskie są ważne dla naszej tożsamości - podkreślał prof. Zygner.
Przypomniał o zbrodniach niemieckich wciąż mało znanych i udokumentowanych, o spirali przemocy, którą okupant stosował wobec Kościoła. - Przeczuwał to arcybiskup Nowowiejski. Wcześniej, przed wojną, gdy do kogoś z bliskich pisał list życzył, "aby Pan Bóg dawał jak najmniej krzyżyków". W późniejszych listach takich wzmianek już nie było, bo przyszły męczennik te krzyżyki coraz bardziej sam przeżywał. Ale czynił to w tak budujący sposób, że ci, którzy byli obok niego w Słupnie: biskup Wetmański, księża, siostry zakonne i świeccy, choć mieli szansę uciec z tego miejsca internowania, pozostali wierni temu, co powtarzał biskup Leon: "Jesteśmy tu dla naszego arcybiskupa" - mówił prof. Zygner. - Nasi biskupi zawsze mieli nadzieję. Świadczy o tym fakt, że w czasie internowania w Słupnie, w tamtejszym kościele biskup Leon potajemnie przed Niemcami święcił księży, z myślą o przyszłości naszej diecezji. To bardzo wymowne - podkreślił ks. Krzysztof Jończyk, asystent diecezjalny Akcji Katolickiej.
Przez inne próby i w innych okolicznościach, ćwiczyły się w nadziei siostry zakonne. Wyjątkową rolę i misję w historii diecezji płockiej miały: św. Faustyna Kowalska, m. Józefa Hałacińska i m. Walentyna Łempicka. Tropem duchowych pragnień św. Faustyny poprowadziła uczestników sympozjum s. Ancilla Zalewska z sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Płocku. - W siostrze Faustynie było pragnienie życia w zakonie, wypełnienia woli Bożej, nawrócenia grzeszników, szerzenia kultu Bożego Miłosierdzia - mówiła s. Zalewska.
Na nowy charyzmat i odwagę w apostolskim działaniu założycielki zgromadzenia sióstr pasjonistek zwróciła uwagę s. dr Krystyna Bezak. - Matka Józefa Hałacińska najpierw przez wiele lat wsłuchiwała się i rozeznawała wewnętrzny głos, który przynaglał ją do utworzenia nowej rodziny zakonnej. Te wielkie pragnienia weryfikowały potrzeby czasu, wielka bieda i wyzwania społeczne, przed którymi stanęły siostry, idąc do sierocińców, przytułków, szpitali, a potem do szkół. W tym wszystkim m. Hałacińska zwracała uwagę na praktyczne formy pobożności pasyjnej - mówiła s. dr Bezak.
Barwną postać odważnej i niezmordowanej s. Walentyny Łempickiej, rodem z Rypina, przedstawiła s. Rafaela Rapacz z Kęt. Tam od ponad 100 lat istnieje klasztor sióstr Klarysek od wieczystej adoracji, który założyła m. Łempicka. Z przebojami przeszła ona przez życie w trosce o własne powołanie i kształt życia zakonnego w Polsce pod rozbiorami. Jest w jej biografii także płocki akcent, Walentyna bowiem, jako młoda dziewczyna mieszkała tu przez pewien czas z rodzicami. - Myślała już trochę o zakonie, ale bardziej żyła światem i jego uciechami. Kiedyś szła przez Stary Rynek do kościoła farnego. Śpiesząc się na Mszę św. zgubiła na placu białą rękawiczkę. Wracając do domu szukała jej, ale na placu był targ i wielu ludzi, taborów i koni. Nie znalazła jej, ale idąc następnego dnia rano do kościoła, ku swemu zdumieniu, znalazła ją czystą, jakby nietkniętą, na tym właśnie placu. Przez ten znak zrozumiała, że Pan Jezus chce ją mieć dla Siebie - cytowała klasztorną kronikę o matce założycielce s. Rafaela.
wp