Credo Zanussiego kryje się w najważniejszych pytaniach. O swoich filmach, o doskonałości, o sprawach wiary i życiu wybitny reżyser mówił w Przasnyszu.
Spotkanie autorskie, które odbyło się w oddanym w tym miesiącu ponownie do użytku kinie „Światowid”, rozpoczęła projekcja najnowszego filmu Krzysztofa Zanussiego "Liczba doskonała". Reżyserowi towarzyszyli Barbara Gruszka-Zych, poetka, dziennikarka "Gościa Niedzielnego", autorka książki "Życie rodzinne Zanussich", oraz Józef Edward Kołodziej, pisarz.
Reżyser zwrócił uwagę na trzy ukryte w wyświetlonym filmie myśli. - "Przypadek jest tym przebraniem, w którym Bóg objawia się światu". To nie mój pomysł, ale to jest myśl, która dzisiaj często powraca wśród ludzi nauki - zaznaczył.
Kolejna myśl to zdanie, będące parafrazą słów Pascala, które w filmie zostało wypowiedziane przez Jana Nowickiego, grającego żebraka. Była to ostatnia rola filmowa tego aktora przed śmiercią. - Powiedzenie "Bóg nie musi być, żeby był" robi wrażenie, że to jest zadanie puste, że to jest błąd logiczny, ale tak nie jest. Intuicyjnie czujemy, że chodzi o to, że Bóg nie jest naszym własnym wytworem tylko, że Jest, bo Jest, że Jest, Kim Jest - wyjaśnił reżyser.
Trzecią myślą, na którą wskazał, było zadziwiające zdanie św. Grzegorza Wielkiego. Pojawia się ono w jednym z ostatnich dialogów "Liczby doskonałej" i brzmi: Kiedy Pan Bóg wygnał Adama i Ewę z raju, pozwolił im zachować orgazm czyli poczucie rozkoszy, żeby wiedzieli do czego mają tęsknić, i mieli jakieś przedstawienie tego świata, który utracili przez wygnanie z raju.
- Ten film dotyczy spraw, na które nie ma odpowiedzi. Nie ma dowodu na istnienie Boga, ani nie ma też dowodu na Jego nieistnienie. To jest sfera wiary, a więc sfera, która jest zmienna. Czasem tej wiary mamy więcej, czasem mamy jej bardzo mało. I ja się jakby do tego przyznaję. Nie chciałbym być kimś, kto agituje, kto przekonuje. Nie, ja po prostu próbuję pokazać moją własną rozterkę, moją własną niepewność, bo myślę, że może inni, jak to zobaczą, to poczują, że jest nas trochę więcej, którzy sobie stawiają takie pytania. Ale odpowiedzi na tej ziemi na pewno na nie nie uzyskamy - wyjaśnił pan Krzysztof.
- Cieszy mnie samo powiedzenie, że coś może być doskonałe w czasach, w których doskonałości świat przeczy. Mówi, że nic nie jest doskonałe, a tymczasem nawet liczby mogą być doskonałe i ludzie mogą być w jakiś sposób doskonali, no prawie doskonali. Wolę raczej takie zapatrywanie, nie zapatrywanie, które jest powszechne o tym, że wszystko jest jakby skażone i że świat jest taki byle jaki i nijaki z natury. Otóż ja w to nie wierzę i dlatego "Liczba doskonała" - mówił reżyser.
Odpowiadając na pytanie prowadzącego spotkanie, dlaczego jego najnowszy film nie został zakwalifikowany do udziału w festiwalu filmowym w Gdyni, reżyser wyjaśnił, że władze nie były jego dziełem zachwycone, ale uznały, że należy ten film szybko zepchnąć gdzieś na margines. Dodał, że jest to także kwestia głębszej filozofii życia publicznego i oczekiwań społecznych wobec twórców. - Jedni twierdzą, i ja bym chętnie do nich dołączył, że naszym zadaniem jest to, żeby wzajemnie rozbudzać w sobie jakieś aspiracje, ambicje, chęć żeby sięgnąć wyżej i operować w rejestrach takiej bardziej rozwiniętej duchowości. Ale jest też ogromna rzesza ludzi, i oni statystycznie przeważają, którzy mówią, że dobrze jest, żeby ludzie zajęli się sprawami przyziemnymi i żeby nie zawracali sobie głowy jakimiś filozoficznymi pytaniami, bo to prowadzi zwykle do napięć, a nawet do wojny, jak niektórzy mówią. Więc najlepiej, żeby zostać przy tej codziennej prozie i żeby ludzie jak najbardziej zajmowali się kupowaniem, posiadaniem, jedzeniem, czyli jak to najbardziej brutalnie i po chamsku powiedziało kilku poważnych myślicieli: chodzi o to żeby ryj był w korycie i wtedy jest spokój. I trzeba, żeby ludzi nakłaniać do tego, żeby z koryta nie wyglądali w górę. Oczywiście to jest podłe w moim odczuciu, ale niektórzy mówią, że to ja jestem nieodpowiedzialny, bo ludzie jak im się zaczną marzyć ideały, to się pozabijają, co się w historii zdarzało - wyjaśniał gość wieczoru.
O historii swojej znajomości z Krzysztofem Zanussim i jego najbliższymi opowiedziała Barbara Gruszka-Zych. Przywołała osobę mamy reżysera, która zwierzyła się jej, że modli się za syna za wstawiennictwem dwóch świętych: ojca Pio i brata Alberta Chmielowskiego. - Jestem szczęśliwa, że mam zaszczyt, mam to szczęście, że poznałam takich ludzi jak pan Krzysztof - cieszyła się poetka. Zdradziła również, że w czerwcu ukaże się jej kolejna książka, tym razem w formie albumu: "Zanussi. Przez przedmioty".
Do jej książki "Życie rodzinne Zanussich" nawiązał reżyser. - Nie chciałbym, żeby państwo odnieśli wrażenie, że to jest jakiś podręcznik doskonałego małżeństwa, bo my mamy małżeństwo wyboiste - przestrzegł uczestników spotkania reżyser. - W moim zawodzie w ogóle instytucja małżeństwa jest tak rzadka, a fakt, że ja mam jedną żonę budził nawet czasami publiczne podejrzenia, że ja nie korzystam tak z życia jak mógłbym, no bo cóż to być w jednym związku - dzielił się autor "Liczby doskonałej". Porównał małżeństwo do gry planszowej Monopoly, gdzie razem z partnerką zdobywa się punkty, których żal wyrzucać i zaczynać od nowa.
Ze strony uczestników spotkania padło do gościa wiele pytań, m.in. o jego filmy, sztuki teatralne - czy pisanie scenariuszy to trudna praca, dlaczego "Liczba doskonała" została nakręcona w Płocku. Widzowie podzielili się także swoimi refleksjami i wrażeniami związanymi z filmami Krzysztofa Zanussiego. Pod adresem reżysera padło też wiele słów wdzięczności za jego dzieła.
Spotkanie uświetniły piosenki w wykonaniu Jerzego Frąckiewicza. Wybrzmiały również odczytane przez autorów wiersze Barbary Gruszki-Zych i Józefa Edwarda Kołodzieja.
Wojciech Ostrowski