W ciągu 13 lat w domu pani Renaty i jej męża Wiktora bezpieczną przystań znalazła już trzydziestka maluchów.
Do rodzin zastępczych, zgodnie z obowiązującym prawem, trafiają dzieci, których biologiczni rodzice trwale lub przejściowo nie mogą się nimi opiekować. − Zdecydowaliśmy się, bo mieliśmy znajomych, którzy wzięli dzieci z domu dziecka. Spodobało nam się to, a mieliśmy wtedy jedno swoje dziecko. Tak się zaczęła nasza historia – wspomina pani Renata. − Można w ten sposób pomóc dzieciom. One są z różnych rodzin, w wielu wypadkach trzeba z nimi jeździć do lekarzy. Gdy człowiek widzi, że potrafią się uczyć, przynoszą pierwsze piątki, szczęśliwe przychodzą ze szkoły, to jest największa satysfakcja.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.