Prawie trzy tygodnie w kamperze to duże wyzwanie, i takim było dla grupy młodzieży naszej diecezji, podróżującej wraz z duszpasterzami tym środkiem lokomocji na ŚDM do Lizbony. Jednak niezwykłe wspomnienia zostaną im na całe życie.
Jak mówi uczestniczka Gosia Trojanowska z Płocka, w czasie tej wyprawy zwiedzili dużą część zachodniej Europy i te miejsca już na zawsze będą kojarzyły się jej z ŚDM. To niezwykle doświadczenie dzieliła prawie trzydziestka młodzieży i ich duszpasterze: ks. Jarosław Kamiński, proboszcz parafii farnej, ks. Paweł Gniatkowski, proboszcze w Okalewie k. Rypina i ks. Rafał Grzelczyk, proboszcz parafii w Węgrzynowie k. Makowa Mazowieckiego. To właśnie ks. Rafał, wieloletni diecezjalny duszpasterz młodzieży, poddał pomysł wspólnej jazdy kamperem na ŚDM do Lizbony. Udało mu się zaprosić 21 młodych osób, głównie uczniów szkół średnich i studentów. Potem dołączyła grupa z Płocka.
Do Portugalii ruszyli w 5 kamperach. Samochody były dla nich miejscem podróżowania, noclegu, mycia się, gotowania i jedzenia, słowem, na tej niewielkiej przestrzeni, poza postojami na campingach, toczyło się ich życie przez dużą część tej wyprawy. - Przez 24 godziny na dobę byliśmy ze sobą. Dzięki takiej formie podróżowania przekonałem się, że kampery są świetnym środkiem pielgrzymowania – mówi ks. Rafał Grzelczyk.
- Pamiętam, że ks. Rafał kiedyś powiedział, że małżeństwo, które wyjeżdża kamperem na dwa tygodnie, to albo wraca i się rozwodzi, albo tak scementuje swój związek, że przejdzie każdą próbę czasu… I coś jest na rzeczy. Taka podróż wyłapuje nasze słabości - dodaje z uśmiechem ks. Jarek Kamiński, który zabrał z Płocka pięć osób: Damiana, Adę, Gosię, Izę i Kingę. Jak wyglądała organizacja życia na pokładzie takiego pojazdu turystycznego? - U nas umowa była taka, że nie oglądamy się jeden na drugiego, tylko jeśli ktoś widzi, że trzeba posprzątać, to sprząta, jeśli ktoś widzi, że trzeba pozmywać, to zmywa, albo dokupić jakieś produkty, to kupuje. I generalnie to się sprawdzało. Owszem, były i sytuacje trudne, docieraliśmy się na początku - wyjaśnia ks. Jarek, który był i duszpasterzem, i kierowcą tej grupy.
- Był podział obowiązków, na przykład Damian często gotował. Poza tym, trzeba było komunikować, co się chce zrobić, bo na tak małej przestrzeni ciężko było się poruszać. W podróży na początku było trochę sztywno, ale szybko zaczęliśmy się zgrywać ze sobą i staliśmy się niemal rodziną. Wszystkie podziały wiekowe, i to, że tak się różnimy, nie miały już znaczenia. Ta wspólna, długa i męcząca podróż jednak nas połączyła - przyznaje Iza Kujawska z Płocka, która w dużej mierze zawdzięcza ten wyjazd mamie, bo to ona dodała jej odwagi, żeby podjąć to wyzwanie.
– Na tyle dni i tyle osób kamper wydawał się oczywiście ciasny, ale dzięki temu jeden nie mógł uciec od drugiego, uczyliśmy się rozmawiać ze sobą, dostosować się do siebie nawzajem, współpracować. W drodze zanikały też różnice wiekowe, jedni otwierali się na drugich, choć nie dla wszystkich było to łatwe, nie wszyscy zdołali przełamać swój własny świat związany ze smartfonem – opowiada Julia Stańczak, uczennica makowskiego technikum, które po raz pierwszy wzięła udział w ŚDM.
Kamperowicze w drodze do Lizbony odwiedzili Paryż, Lourdes, a także Fatimę, Madryt, Sewillę, Barcelonę. - Dla mnie szczególnie pamiętny był nocleg w polskim seminarium w Paryżu. Dojechaliśmy tam wieczorem, już było ciemno. Ksiądz, który nas przyjmował, zaprowadził nas do kaplicy i powiedział, że tu jesteśmy bezpieczni, bo to jest część Polski. To było bardzo wzruszające. Inne miejsce, które nas urzekło to Faro, piękna miejscowość, znacznie spokojniejsza od Lizbony. To dla nas była wielka odskocznia od zgiełku, tłumów, można było odpocząć, zebrać myśli, uspokoić się. Na pewno chciałabym jeszcze wrócić i zobaczyć Sewillę - wspomina Gosia Trojanowska. Ks. Jarosław Kamiński dodaje, że ogromne wrażenie zrobiła na wszystkich katedra La Familia Sagrada w Barcelonie.
Kamperowicze, z racji o wiele dłuższej podróży niż samolotem, nie mieli okazji uczestniczyć w spotkaniach w diecezjach w Portugalii, więc, jak mówią duszpasterze, przeżywali ŚDM już na pokładzie samochodów. Były codzienne Msze św. na postojach i inne formy bezpośredniego przygotowania do tego, czego mieli doświadczyć w Lizbonie. - Podczas jazdy toczyły się też przeróżne rozmowy. Młodzież miała wiele pytań, począwszy od tego, "co ksiądz je na śniadanie, co lubi robić w wolnym czasie", po sprawy, związane z duchowością. Pytali mnie na przykład o Harry’ego Pottera, czy o Halloween - wspomina ks. Jarosław Kamiński.
Już w samej Lizbonie brali udział w katechezach, we Mszach św. dla Polaków, którym przewodniczyli polscy biskupi. A przede wszystkim - w spotkaniu z papieżem Franciszkiem. - Papież mówił to tego półtora miliona młodych ludzi, żeby iść z pośpiechem do innych ludzi i być świadkiem tego spotkania, tak jak Maryja, która poszła z pośpiechem do Elżbiety, i poszła z Jezusem pod swoim sercem. Myślę, że młodzież, która była ze mną, na pewno będzie się tym dzieliła, i opowiadała o tym, czego doświadczyła i co przeżyła - podkreśla ks. Jarek, który sam, podczas uroczystości Wniebowzięcia NMP, dzielił się tym doświadczeniem z wiernymi parafii farnej w Płocku.
W tradycyjnej formie Światowe Dni Młodzieży przeżywało około 140 osób z naszej diecezji, których wyjazd organizowało Diecezjalne Duszpasterstwo Młodzieży "Studnia", z koordynatorem ks. Krzysztofem Rucińskim.
Więcej o przeżyciach uczestników ŚDM w Lizbonie można przeczytać w dwóch najbliższych numerach "Gościa Płockiego".
am, ks. wp