Wyprawa otwarych serc

Idą w deszczu i w palącym słońcu. Wczoraj minęli Płock i właśnie podążają do Dobrzynia nad Wisłą. Darwina i Jacek - małżeństwo, które od kilkunastu lat przemierza różne szlaki pielgrzymkowe, idzie Drogami św. Jakuba w Polsce w intencji zakończenia wojny w Ukrainie i sprawiedliwego pokoju.

Gdy spotkamy się przy płockiej katedrze, mają już za sobą 27 dni wędrowania i jeden z trudniejszych, dłuższych odcinków, obficie "ochrzczonych" deszczem, ale też serdeczne spotkanie i gościnę u pani Martyny, którą w 2017 r. poznali na Marszu dla Aleppo. Takie już jest to wędrowanie - jak życie, utkane z chwil radosnych i trudnych, z poranków, gdy nie chce się wstać, i zachodów słońca, gdy można długo podziwiać piękno stworzonej przez Boga natury.

Trudno policzyć, ile tysięcy kilometrów pokonali. Pielgrzymowali z rodzinnego Chrzanowa do Wilna, z Lizbony do Santiago de Compostela, z Ogrodnik na Pola Lednickie, przez Kubę i Ugandę, Gruzję, ale też śladami św. Franciszka, i ze Lwowa do Budziszyna. Obecna - to już 16. wspólna wędrówka Darwiny i Jacka jako małżeństwa, a przecież wcześniej każde z nich też chodziło na pielgrzymki. Niemal od początku towarzyszy im główna, wiodąca intencja - o pokój.

- Zrozumieliśmy dość szybko, że jest on ważny dla każdego zwykłego człowieka, zarówno w Polsce, jak i na świecie, bez względu na rasę i wyznanie. Chodzi zarówno o ten zewnętrzny, jak też o pokój w sercu - mówi pan Jacek. Ponad rok temu, po wybuchu wojny w Ukrainie, ta intencja nabrała dla pielgrzymującego małżeństwa szczególnego znaczenia, również po tym, co widzieli jako wolontariusze, pomagając uchodźcom na krakowskim dworcu.

W tamtym roku szli Camino z Tallina, przez kraje nadbałtyckie. Tegoroczna pielgrzymka, która zakłada przejście 1200 km, to kontynuacja tamtego wędrowania, a przyświeca jej hasło "Camino w barwach pokoju", zaproponowane przez Stowarzyszenie "Przyjaciół Dróg św. Jakuba w Polsce". Darwina i Jacek wyruszyli 1 lipca od granicy polsko-litewskiej na Camino Polaco, następnie weszli na Drogę Podlaską, a od Warszawy szli już Drogą Mazowiecką, której szlak wiedzie m.in. przez Zakroczym, Czerwińsk, Wyszogród i Płock.

- Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Drogą Mazowiecką szło się nam naprawdę dobrze. Przynajmniej do Wyszogrodu szlak jest znakomicie wyznakowany, i pokrywa się ze śladem GPS-u. W większości wiedzie przez lasy, pola, wąwozy, praktycznie cały czas wzdłuż Wisły - przyznaje pani Darwina. Ta bliskość Wisły była dodatkową wartością, ale trochę spowalniała ich marszrutę, bo co jakiś czas trzeba było schodzić nad rzekę. Trochę rozczarowało ich to, że nie mogli przepłynąć fragmentu Camino do Płocka, bo nie napotkali żadnych stateczków rejsowych. - Zainspirowała nas idea wodnego Camino, o którym słyszeliśmy - przyznają.

Gdzie się zatrzymują? Najczęściej szukają noclegu przy parafiach, domach zakonnych, czy strażnicach OSP. Na przykład w Zakroczymiu gościli u kapucynów, a w Czerwińsku mogli zatrzymać się u salezjanów. Na ich fanpage’u można przeczytać taki post z Czerwińska: "Wstajemy rano, szybkie pakowanie i idziemy na poranną Mszę Świętą. Dziś wypada wspomnienie św. Jakuba, patrona pielgrzymów. Zostajemy oficjalnie zapowiedziani jako pielgrzymi, którzy przybyli do sanktuarium, a nawet ksiądz modli się w naszej intencji z okazji 16. rocznicy ślubu, która minęła kilka dni temu. Byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Po Eucharystii podchodzimy do zakrystii po pieczątki. Ksiądz Henryk, zdziwiony, że my już z plecakami na plecach pyta czy zjedliśmy śniadanie. No i zamiast na trasę, która dziś długa, wchodzimy do klasztornego refektarza, aby posilić się nieco przed drogą".

Mają nadzieję, że niebawem wrócą do Czerwińska, by opowiedzieć młodzieży, która tu przyjeżdża na festiwale ewangelizacyjne, o swoich pielgrzymkach. Z młodzieżą mają dobry kontakt. W życiu codzienny bowiem, poza pielgrzymowaniem, na które przeznaczają swoje urlopy, pani Darwina jest nauczycielem - katechetą, a pan Jacek zajmuje się resocjalizacją, m.in. realizując przez lata projekt Nowa Droga (to wędrowanie z chłopakami, którzy opuścili zakład karny).

Ich pielgrzymowanie wypełnia codzienna modlitwa i sporo milczenia. Idą razem, ale trochę osobnym rytmem. - Zwykle idę przodem, a Jacek podąża za mną, robiąc zdjęcia. Czasem łapię się na tym, że mówię coś do niego, odwracam się, a on jest jakieś sto metrów z tyłu - śmieje się pani Darwina. Owszem, zdążają się na ich szlaku "ciche dni", albo raczej "ciche chwile". - Wtedy oboje idziemy bardzo szybko - przyznają z uśmiechem.

To jest swoista "wyprawa otwartych oczu", bo można podziwiać piękno mijanych miejsc. - Ale dla nas to też "wyprawa otwartych uszu". Idąc, zbieramy często różne historie napotkanych, najczęściej całkiem obcych ludzi. A potem je niesiemy i mówimy do siebie: "A pamiętasz tamtą staruszkę….?". Wracamy do nich, bo każda historia nas czegoś uczy - przyznaje pani Darwina.

Przemierzając kolejne rejony w Polsce, spotykają się z dobrymi reakcjami. I z zainteresowaniem. Na przykład zatrzymał ich pan jadący na traktorze, zapytując, dokąd idą. Okazało się, że chociaż nie znał idei Camino, to potrafił im wskazać znak muszli w tamtej okolicy. Czasem całkiem obcy ludzie zapraszają ich na nocleg. A czasem owocują zawarte wcześniej przyjaźnie, jak w przypadku noclegu u pani Martyny.

- Po tym, jak poznaliśmy się na Marszu dla Aleppo, śledzę ich stronę "Nasze wędrowanie" i kolejne pielgrzymki. Gdy dowiedziałam się, że będą szli Drogą Mazowiecką, przez Płock, ucieszyłam się, że mogę ich zaprosić do siebie. Okazja ugoszczenia ich to jest dla mnie okazja oddania tego dobra, którego sama wcześniej doświadczyłam - mówi pani Martyna.

Czy w czasie pielgrzymowania czują opiekę św. Jakuba? Oczywiście, chociaż nie oznacza to ciągłych cukierków i łatwej drogi. - Mamy ze św. Jakubem Apostołem i w ogóle ze świętymi ciekawe układy… W czasie jego liturgicznego wspomnienia, na porannej Mszy św. modliliśmy się o dobrą drogę, jakąś restaurację, gdzie można zjeść obiad, i nocleg z ubikacją. Co się okazało? Byliśmy w drodze 32 km, a jedyna napotkana restauracja była zamknięta. Na noclegu mieliśmy łazienkę, ale nieczynną… Teraz wiemy, że trzeba się modlić bardzo precyzyjnie - śmieje się pani Darwina.

- Może ktoś, kto nie wierzy, popuka się sceptycznie w czoło, ale my paradoksalnie właśnie w takich trudnościach odkrywamy opiekę Bożej opatrzności - dodaje. Z podobną wiarą i pokorą podchodzą do spełnienia modlitw w intencji pokoju. - Chciałoby się, żeby po naszym Camino wojna w Ukrainie wreszcie się zakończyła, ale wiemy, że to tak automatycznie nie działa. Wierzymy natomiast, że ten nasz trud będzie taką cegiełką w budowanie pokoju - mówi małżeństwo.

Po przejściu Drogi Mazowieckiej Matuszczakowie wkroczyli na Camino Kujawsko-Pomorskie, a dalej pójdą Drogą Wielkopolską i na koniec Lubuską. I tak jak zaczęli na wschodzie Polski, zakończą swą pielgrzymkę na zachodzie, w Słubicach, na granicy polsko-niemieckiej.

Darwinie i Jackowi można towarzyszyć wirtualnie poprzez wspomniany fanpage "Nasze Wędrowanie"; można też przesyłać im swoje intencje, które dołączają do głównej prośby o ustanie wojny w Ukrainie i sprawiedliwy pokój. Można też, jak piszą w jednym z pierwszym postów tegorocznego Camino, "spotkać się z nimi po drodze, przenocować ich, czy przejść kilka kilometrów albo cały dzień drogi". Po zakończeniu pielgrzymki chętnie podzielą się, czy to w parafii, czy w szkole swoim doświadczeniem i przeżyciami, z czego część uwiecznionych jest na malowniczych zdjęciach, zrobionych przez pana Jacka.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

am