Trochę światła...

- Mam dla tej sprawy takie swoje hasło: "Róbmy, co się da, żeby pomóc" - mówi Michał Spirydonow, który sam wykonał już ponad 200 świec okopowych dla walczących Ukraińców. Teraz potrzebne są materiały na kolejne.

Związany z Płockiem M. Spirydonow jest członkiem Stowarzyszenia "Rodzina Policyjna 1939" w Łodzi, zaangażowanym w upamiętnianie postaci i tradycji polskiej Policji okresu międzywojennego. Nic dziwnego, bo jego dziadek Stefan Lipiński był policjantem II RP, najpierw w podpłockim Łącku, później pod Poznaniem. Po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1939 r. został aresztowany, a w kwietniu 1940 r. rozstrzelany w Twerze przez NKWD. Jego ciało spoczęło w dołach śmierci w Miednoje [od 2000 r. to Polski Cmentarz Wojenny - przyp. aut.]. Podobny los spotkał drugiego członka rodziny pana Michała, młodszego brata Stefana Lipińskiego - Józefa, komendanta posterunku w Gostyninie.

Taka rodzinna historia nie pozwala być obojętnym wobec dramatu wojny, toczącej się z powodu agresji Rosji tak blisko nas. Pytany o motywacje M. Spirydonow odpowiada, że każdy może i powinien robić coś, by dopomóc broniącym się Ukraińcom. - To jest jasne i oczywiste, że oni tę wojnę toczą także w naszym interesie. Teraz nie musi się lać polska krew, której już i tak przelało się całe morze w obronie ojczyzny. Dlatego dobrze, że pomagamy i powinniśmy pomagać jak najwięcej. A chyba nam ta wojna trochę spowszedniała i zeszła na plan dalszy, bo mamy różne swoje problemy. Uważam, że my nie możemy się nią znudzić. Ja mam dla tej sprawy takie swoje hasło: "Róbmy, co się da, żeby pomóc". Każdy może coś zrobić na miarę własnych sił i możliwości - przekonuje wnuk przedwojennego policjanta.

Pan Michał od 3 miesięcy wykonuje własnoręcznie "świece okopowe", według instrukcji zamieszczanych przez Ukraińców w internecie. Robi je z większych puszek, np. po karmie dla psów czy po ananasach, oraz z wosku i parafiny, które odzyskuje z przetopionych kawałków starych świec. Fotografuje kolejne partie swojego wyrobu i zawozi do znajomej weterynarz w Płocku, która przekazuje je dalej na Wschód, dla ukraińskich żołnierzy w okopach i dla ludności cywilnej, w wielu miejscach pozbawionej prądu.

- Nie ukrywam, że dotychczas decydujące o masowości tej "produkcji" były dostawy świec z parafii, np. fragmenty paschałów. Miałem też świece adwentowe, stąd ten fioletowy kolor. Rozbijam je na małe kawałki, żeby zmieściły się na patelnię. Gdy parafina stygnie, kurczy się, wtedy dolewam, żeby puszka była szczelnie wypełniona - opowiada pan Michał, który otrzymał świece m.in. od znajomych księży z parafii św. Jadwigi w Płocku, z niedalekich Białobrzegów, z Glinojecka i Góry oraz z podpłockiego Słupna, gdzie mieszka.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

am