Niemal dwa tygodnie temu rozeszła się wieść o zaginięciu polskiego kapucyna, który jest proboszczem w Rosji, tuż przy granicy z Ukrainą. Okazało się, że zakonnik żyje.
W jego rodzinnym Płońsku wciąż modlą się za niego, aby spełnił swą duszpasterską misję do końca.
Wszystko wydarzyło się 20 stycznia w Biełgorodzie, 300-tysięcznym rosyjskim mieście nieopodal granicy z Ukrainą. Jest tam katolicka parafia, w której posługują kapucyni z Polski. „Było tak: kapłan wyszedł na spacer i znikł. Dobę później nadszedł SMS: »Zatrzymano mnie«. Jego bliscy skontaktowali się z policją, która jednak odpowiedziała, że o niczym nie wie.
Już dwie doby szukają go” – napisała członkini Rady Praw Człowieka przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej. Dodała, że natychmiast zainteresowała się sprawą, ale na razie nie udało jej się dowiedzieć niczego więcej. Wezwała miejscowych prawników i pracowników społecznych, aby pomogli jej w poszukiwaniach” – czytaliśmy w depeszy Katolickiej Agencji Informacyjnej. Po kilku dniach okazało się, że zakonnik był w rękach milicji. W jego sprawie interweniowali miejscowy biskup i kapucyni.
Jeszcze niedawno, bo w połowie stycznia, o. Marek przebywał w rodzinnym Płońsku. – Opowiadał wtedy, że Biełgoród jest oddalony 60–50 km od granicy i jest narażony na bombardowania. Tak naprawdę groźba alarmów i nalotów towarzyszy mieszkańcom każdego dnia. Ojciec Marek od dawna jest zahartowany w trudnych warunkach. Wiem, że zbliżał się nawet do granicy, aby spowiadać żołnierzy. O jego odwadze i poświęceniu świadczy również historia z Polski. Gdy wybuchła pandemia koronawirusa, za zgodą przełożonych zgłosił się na ochotnika do pewnego DPS-u pod Częstochową, gdzie personel wycofał się z pracy. Więc on i kilka innych osób zamknęli się wraz ze starszymi i chorymi, aby służyć im jako kapelan, sanitariusze i pielęgniarze. Nie dziwię się więc jego odwadze również tam, na Wschodzie – mówi ks. kan. Zbigniew Sajewski z Płońska. Zapewnia również, że jego parafia pamięta w modlitwie o swym kapucyńskim misjonarzu.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się