Msza św. w katedrze i w każdej parafii oraz bicie dzwonów były wyrazem jedności diecezji płockiej z Kościołem powszechnym, który żegnał Benedykta XVI.
Czterech biskupów modliło się w Nowy Rok w płockiej katedrze za zmarłego papieża seniora, a Mszy św. przewodniczył biskup płocki Szymon Stułkowski. − Dziękujemy Benedyktowi XVI za jego miłość do Polski, do Jana Pawła II. Chcemy trwać wierni jego przesłaniu − mówił w kazaniu bp Roman Marcinkowski.
W jaki sposób diecezja płocka wpisała się w biografię papieża Ratzignera? Przypomnijmy, że to on mianował biskupem płockim bp. Piotra Liberę 2 maja 2007 roku. On również entuzjastycznie przyjął płocką adaptację Katechizmu Kościoła Katolickiego, którą przygotował zespół pod kierunkiem biskupa Romana Marcinkowskiego. W czasie wizyty ad limina apostolorum w grudniu 2005 r., którą biskupi polscy złożyli Benedyktowi XVI, ówczesny biskup płocki Stanisław Wielgus i biskup Roman Marcinkowski poinformowali papieża o dziele systematycznej formacji katechizmowej wiernych, które przyjęło formę odczytywanego w każdej parafii „Katechizmu Płockiego”. Informacja ta spotkała się z żywym zainteresowaniem papieża. Później też dotarł list z watykańskiego Sekretariatu Stanu z podziękowaniem za podjęcie tej inicjatywy, tak ważnej dla papieża.
− Benedykt XVI to jeden z najwybitniejszych intelektualistów XX wieku, człowiek wielkiej pokory, skromności, bezkompromisowy obrońca wiary, bliski współpracownik Jana Pawła II, stróż ogólnoludzkich wartości i sługa Chrystusa i Kościoła − mówił bp Roman, wyrażając wdzięczność za miłość zmarłego papieża seniora do Polski i Jana Pawła II. − Chcemy trwać wierni przesłaniu, które pozostawił podczas pielgrzymki do naszej ojczyzny w dniach 25−28 maja 2006 roku − podkreślił w noworocznej homilii bp Marcinkowski.
Papież senior był szczególnie bliski teologom. Ksiądz prof. Henryk Seweryniak tak wspomina swoje z nim związki: − Pod koniec listopada 1981 r. do Kolegium Polskiego w Rzymie, gdzie studiowałem, przyszedł ks. Adam Boniecki, pierwszy redaktor naczelny polskiej edycji „L’Osservatore Romano”, i zapytał, czy ktoś z nas wie coś o teologii kard. Josepha Ratzingera i mógłby o niej napisać. Kardynał został właśnie prefektem Kongregacji Nauki Wiary. Zgłosiłem się. „Coś” wiedziałem o „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo”, które czytałem po studiach seminaryjnych. W swoich pierwszych homiliach chętnie korzystałem z przykładów z tej książki. Przywoływałem zwłaszcza ten o klownie, który zostaje posłany przez dyrektora cyrku, aby ostrzec mieszkańców pobliskiej wioski przed pożarem. Klown biegnie, ale ponieważ jest ubrany w swój charakterystyczny strój, wieśniacy go nie słuchają, przekonani, że doskonale odgrywa swoją rolę, chcąc zwerbować jak najwięcej widzów na przedstawienie. W końcu ogień przenosi się przez ściernisko do wioski… Tak Joseph Ratzinger opisywał postawę tych, którzy w latach posoborowych uważali, że wystarczy dostosować się do świata, zdjąć koloratkę, „unowocześnić” liturgię, zrezygnować z „kłopotliwych” dogmatów i pożaru nie będzie. Ksiądz Boniecki to opublikował i taki tytuł nosi mój pierwszy artykuł: „Joseph Ratzinger prefektem Kongregacji Nauki Wiary”. Potem było jeszcze całkiem sporo innych spraw: nominacje, zaproszenia, audiencje. Nie chcę o nich mówić, na niektóre jeszcze nie czas. Najważniejsze jest co innego: czego można się nauczyć od tego niezwykle mądrego, pobożnego, pokornego teologa, obrońcy wiary, papieża? Prawdziwego „ostatniego ojca Kościoła”, jak go nazwałem, czy „Mozarta teologii”, jak powiedział o nim Paul Zulehner, nauczyciel naszego biskupa Szymona. Stawiał sobie za zadanie obronę wiary prostego człowieka. Uważał, że tylko taki może być punkt wyjścia prawdziwej teologii. I tylko w tej perspektywie realizował zasadnicze zadanie, jakie przed sobą zawsze stawiał – zadanie wydobywania rozumności wiary.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się