Mija 100 lat od śmierci sługi Bożego o. Wincentego Kruszewskiego - rodem z Płońska, gorliwego karmelity z Obór.
Ta rocznica przypada dokładnie 6 października, ale już w minioną sobotę i niedzielę odbyło się w sanktuarium sympozjum naukowe, promocja książki prof. Mirosława Krajewskiego, Msza św. pod przewodnictwem o. Wiesława Strzeleckiego i poświęcenie pamiątkowej tablicy dedykowanej słudze Bożemu o. Wincentemu Kruszewskiemu. Także modlitewne spotkanie w najbliższą sobotę - Wieczernik Królowej Pokoju - będzie poświęcone temu kandydatowi na ołtarze.
Jak podkreśla autor książki "Samarytanin z oborskiego sanktuarium", prof. Mirosław Krajewski, okres mijających 100 lat od śmierci o. Wincentego Kruszewskiego, można podzielić na sześć etapów: pochówek w podziemiach oborskiej świątyni w październiku 1922 r. - bez specjalnego rozgłosu, w cichości, tak jak wyglądało jego życie oraz pierwsze lata po jego śmierci; okres niemieckiej okupacji i uwięzienie w klasztorze kilkudziesięciu duchownych z dekanatu rypińskiego i części diecezji chełmińskiej w okresie od października 1939 r. do lutego 1940 r., a potem funkcjonowanie w klasztorze szpitala dla chorych na gruźlicę; czas przygotowań do budowy sarkofagu na grobem o. Wincentego oraz odsłonięcie pamiątkowej tablicy w 1949 r.; okres wspomnień i założenie księgi "Zeznania świadków o życiu i pracy O. Wincentego Kruszewskiego"; od końca lat 90. próby odnowienia i ożywienia jego kultu; rok 2022 – czas przygotowań do setnej rocznicy śmierci sługi Bożego.
Co ciekawe, przez wiele lat nie było wiadomo, skąd dokładnie pochodził ten świątobliwy karmelita. Niektórzy wskazywali na parafię Naruszewo, gdzie później mieszkał jego brat, a w kronice zakonnej w Oborach był jedynie lakoniczny zapis, że "według pogłosek, pochodził z Płońska" i tak faktycznie było. Urodził się 4 marca 1843 r. w Wójtach Zamościu (dziś część Płońska) i został ochrzczony w kościele pw. św. Michała Archanioła. Parafią płońską kierowali wtedy karmelici, i to w tym środowisku należy szukać tropu, za którym poszedł w swym powołaniu Józef Kruszewski. Józef – bo takie byłe jego imię ze chrztu. W drodze powołania zakonnego szlaki z Płońska do karmelu przed nim przecierał straszy od niego o 15 lat, znany karmelita o. Leopold Urbanowicz.
Gdy Józef Kruszewski wstępował do klasztoru miał 17 lat., a swoje zakonne śluby złożył w Oborach. W początkach swej pracy kapłańskiej posługiwał w Warszawie, m.in. jako kapelan w przytułku prowadzonym przez dopiero co założone Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. I to właśnie posługa miłosierdzia naznaczyła całe życie i posługiwanie tego karmelity.
Od 1879 r., przez kolejne 43 lata posługiwał w Oborach. Zapamiętano go jako „cichego, pokornego, pobożnego, świątobliwego i uczonego”, niezwykle skromnego i umartwionego. "Często nawiedzał chorych i leczył ich. Mawiał przy tej okazji: »Jak pójdziesz odwiedzić chorego, to tak, jakbyś był na Mszy św.«" – czytamy w świadectwach zebranych w najnowszej książce prof. Mirosława Krajewskiego. W wielu z nich potwierdzono, że wielokrotnie karmelita był proszony o modlitwę przy chorych, a ta była skuteczna. Byli też tacy, którzy za jego wstawiennictwem doznawali uzdrowienia.
"Kiedyś został zapytany przez pewnego kapłana, jak to robi, że leczy, że pomaga ludziom niepokojonym przez szatana? Odpowiedział pełen prostoty: - Odprawiam Mszę św. o Duchu Świętym w intencji nieszczęśliwego człowieka, a następnie modlę się do Matki Boskiej Bolesnej, słynącej tu cudami" – czytamy w książce "Samarytanin z oborskiego klasztoru". Tej jego trosce o chorych, towarzyszyła wielka gorliwość w sprawowaniu sakramentu pokuty, "gdy spowiadał, miał oczy zawsze spuszczone na dół" – zapamiętali jego penitenci.
Oborskie kroniki są pełne świadectw ludzi, którzy go spotkali, uczestniczyli w Mszach św. przez niego odprawianych, czy u niego się spowiadali. Tam też zapisano, że 6 października 1922 r. "umarł w powszechnej opinii świętości, pochowany w krypcie pod kościołem w Oborach".