Ten przystanek w pierwszym dniu wędrowania na Jasną Górę słynie z gościnności.
Tak jest odkąd idzie ta pielgrzymka. Ja właściwie nie musiałem nic robić, po prostu tylko wspomniałem, a ludzie sami się zorganizowali - przyznał ks. Krzysztof Jończyk, proboszcz parafii św. Marcina w Gostyninie, w której pielgrzymi naszej diecezji w pierwszym dniu wędrówki mieli jak zwykle obiadowy przystanek. W sobotnie popołudnie w podcieniach kościoła stanęły stoły pełne jedzenia - pieczone mięso, ziemniaki, zupy, surówki, ciasta… Nikt tu nie odszedł głodny.
Jaka jest recepta na tak dobre jedzenie? - Miłość. Jeżeli gotuje się z sercem, dla człowieka, to wszystko smakuje. Cieszymy się, że możemy coś dać z siebie, cieszymy się też, że wciąż są ludzie, którzy idą w pielgrzymce - dzieliły się parafianki od św. Marcina. Wśród osób podejmujących posiłkiem pielgrzymów nie brakowało też mieszkańców drugiej parafii w Gostyninie. - Od lat włączamy się w to dzieło. Lubimy, gdy inni są najedzeni… Dla nas to radość, że możemy kogoś nakarmić, bo ten ktoś idzie w pielgrzymce i, jak ufamy, modli się także za nas - mówiły gospodynie z parafii pw. Miłosierdzia Bożego, którym towarzyszył wśród pielgrzymów proboszcz ks. Andrzej Rutkowski.
- Zapraszamy, zapraszamy… - nieustannie rozbrzmiewało od strony częstujących. - To bardzo gościnne miejsce - przyznały pątniczki Anna i Iwona z grupy biało - czerwonej, będąc pewnie wyrazicielkami odczuć wielu pątników pielgrzymki diecezji płockiej. Ta gościnność wyrażała się także inną, kultywowaną tu tradycją - wchodzące grupy pielgrzymkowe witała w centrum miasta muzyka w wykonaniu orkiestry dętej. Witały, a potem żegnały ich także grupy mieszkańców, zgromadzone w kilku miejscach przejścia.
Wypoczywający w Gostyninie pielgrzymi dzielili się pierwszymi odczuciami z trasy. - Na wyjściu padało, ale bywało gorzej, więc ten deszcz mnie nie zraził - stwierdziła pani Anna z Płocka. - Takiej cudownej atmosfery, jak na pielgrzymce, nie ma nigdzie. Tu wszyscy są sobie równi. Potem tęskni się za niektórymi osobami, bo tu tworzą się przyjaźnie na całe życie, czasem ważniejsze niż rodzina. Ja nie byłam dwa lata na pielgrzymce i tęskniłam z tymi osobami, które na niej spotkałam. Sama pielgrzymka pozwala oderwać się od życia codziennego, wystopować w biegu. Tu naprawdę widzi się drugiego człowieka. Cudowny czas, cudowni ludzie, nie zmieniłabym na nic innego. Chciałoby się o tym lepiej opowiedzieć, ale każdy chyba musi na swój sposób to przeżyć - wyznała pątniczka Anna.
Jej koleżanka, pani Iwona rozpoczynała swoja pielgrzymkową przygodę jeszcze w grupie turkusowej. - Miałam poważną intencję - wtedy modliłam się o zdrowie mamy, której lekarze dawali pół roku życia. Przeżyła 17 lat. Są więc wspaniałe owoce. W ogóle, pielgrzymka pozytywnie uzależnia. Ja przeznaczam na nią swój urlop. W tamtym roku brakował tego klimatu. Gdy była pielgrzymka sztafetowa, było przykro, że musieliśmy już wracać - opowiadała pani Iwona. - I oczywiście tak jak na każdą pielgrzymkę, zabieramy intencje, zarówno osobiste, jak i te wspólne, o pokój - wspomniały pątniczki.
- Mam za co dziękować… - cieszyła się babcia rocznej Poli, wskazując na wnuczkę, która przyjechała z rodzicami i krewnymi z okolic Zawidza, Żuromina, Sierpca w odwiedziny do pielgrzymki. - Dlaczego pielgrzymka? Po prostu coś przyciąga na ten szlak. To są i ludzie, i klimat i przeżycia, wszystko razem. Jest po co wracać i czeka się na nią cały rok - mówiła pątniczka.
Nie wszyscy pielgrzymi, który wyruszyli w 41. pielgrzymce z Płocka na Jasną Górę mogą iść do końca. Część osób, na przykład ze względów zawodowych, może sobie pozwolić tylko na wędrówkę weekendową. - Krótko, ale nie liczba kilometrów się liczy, tylko sama droga, to, że na niej jesteś - mówiły osoby, dla których tegoroczna pielgrzymka zakończy się po niedzieli.
am