Trzy tygodnie w namiotach, w lesie, bez wi-fi... To może brzmieć odstraszająco, ale nie dla nich. Przeciwnie - żal jest wyjeżdżać - mówiły na zakończenie obozu letniego harcerki i harcerze z drużyn ZHR, działających przy płockiej parafii pw. Ducha Świętego.
A jeśli chodzi o harcerskie zabawy, nie obyło się bez podkradania sobie proporców między zastępami. - Każdej nocy zastępy wystawiają pod dwie osoby na wartę, które muszą przez półtorej godziny w ciemności pilnować tych proporców. Jeśli komuś uda się go zabrać, to następnego dnia rano trzeba go wykupić, wykonując jakieś zadanie. My pod koniec pierwszej nocy zabrałyśmy 3 proporce - wspominały ze śmiechem, ale i dumą harcerki z drużyny "Jabłoń".
Przełożeni, zapytani o to, czym taki obóz jest - czy bardziej przyjemnością, czy obowiązkiem wpisanym w formację lub "szkołą życia" - wskazali na istotę wychowania harcerskiego. - Harcerstwo polega na wychowaniu pośrednim, nigdy wprost. Podstawą pracy jest na nim realizowanie programu poprzez różne gry - wyjaśniał komendant całego zgrupowania phm. Adam Skarżyński.
Innymi słowy harcerz uczy się, ale nie do końca sobie to uświadamia. Tu oddziałuje wszystko - przyroda, rówieśnicy, warunki, w jakich spędzają ten czas. - Największą siłą obozu jest to, że wszystkie obowiązki i trudy, czyli to wszystko, co w normalnych warunkach domowych jest raczej niechciane, u nas jest naturalne. Na przykład harcerz ma swoją menażkę, z której je obiad, i musi ją umyć, bo następnego dnia nie będzie miał z czego jeść posiłku - wskazał drużynowy Wojtek.
Czysta menażka, porządnie zbita prycza, wysuszony ręcznik po kąpieli w jeziorze - te i inne rzeczy, utrzymujące komfort życia obozowego, zależały w dużym stopniu od samych harcerzy. Podobnie było z użytkowaniem telefonów komórkowych. I tu mieli wolność, która jednak czegoś ich uczyła.
- Harcerz może mieć telefon na obozie, ale nie ma możliwości doładowania. Oczywiście, zabrali ze sobą powerbanki, ale jeśli używali telefonów bez umiaru, na przykład do celów rozrywkowych, a nie tylko do rozmów, to bateria i powerbank szybko się wyczerpały. Według mnie, osiągamy w ten sposób dużo lepsze efekty wychowawcze niż w przypadku, gdy zabierzemy im telefony. Uczą się używać ich rozsądnie - wyjaśniał W. Derkowski.
- Myślę, że takie obozy bardzo uczą odpowiedzialności, bo na każdym kolejnym takim wyjeździe powierzane nam są coraz poważniejsze zadania. Opuszczamy obóz coraz bardziej samodzielni. Gdy potem o nim opowiadamy, inni czują respekt, że w tak młodym wieku mamy takie umiejętności i możemy coś zrobić bez pomocy rodziców - przyznał harcerz Wiktor z płockiej "Pneumy".
Takie obozy to także niepowtarzalna okazja, by budować więzi z rówieśnikami i z Bogiem. Obozowicze nad jeziorem Kiernoz Mały mogli np. uczestniczyć w Mszach św. polowych, które odprawiał dla nich ks. Marcin Milewski, dotychczas wikariusz z płockiej parafii Ducha Świętego. Dzień zaczynał i kończył się pacierzem, ale tak prowadzonym, by mogli włączyć się w niego swoim słowami.
- Ja zawsze się staram, by modlitwa zawierała w sobie parę słów ode mnie - za co jestem wdzięczny Panu Bogu, za co przepraszam, a o co proszę. Staram się, by te słowa nie były w klimacie patetycznym, ale tak, jak my to czujemy - wyjaśniał drużynowy Wojtek. Były więc modlitwy proste, szczere, ale prawdziwe, np. o pogodę albo by ktoś uzyskał kolejny stopień.
Agnieszka Małecka