Przasnysz żegna niezapomnianą szarytkę

W wieku 90 lat odeszła do Pana s. Zofia Warzocha, szarytka, która trwale zapisała się w pamięci mieszkańców Przasnysza, choć pracowała tam ponad 20 lat temu.

Całe moje dzieciństwo kojarzy mi się z s. Zofią: Dzieci Maryi, procesje, pielgrzymki, kolonie. Pełna miłości, zrozumienia, spokoju. Taką pamiętam. W myślach i modlitwie – wspomina Małgorzata Wnuk.

- Najlepsza katechetka, wspaniały człowiek, który odegrał bardzo ważną rolę na początku mojego życia duchowego. Do dziś pamiętam przygotowania do mojej Pierwszej Komunii Świętej, każdą modlitwę, której nas nauczyła, każdą pieśń – dzieli się Justyna Gwiazda-Maćkowska.

S. Zofia Warzocha pracowała w Przasnyszu w latach 80. i 90. ubiegłego wieku. W sumie spędziła w tym mieście 14 lat, posługując w Domu Pomocy Społecznej oraz w kościele farnym. Uczyła też religii w Szkole Podstawowej nr 3.

Urodziła się w Mokoszynie, na przedmieściach Sandomierza, w pobożnej, wielodzietnej rodzinie. Jej ojciec był stolarzem, prowadził także gospodarstwo rolne. - Wychowywałam się w rodzinie katolickiej – wspominała s. Zofia. - Często czytaliśmy Pismo Święte, uczestniczyliśmy we Mszy św., w modlitwie, przyjmowaniu sakramentów świętych. W pobożności przodował ojciec. Od najmłodszych lat lubiłam się modlić różańcem, nieszporami, majowym, adoracją w kościele. Czytałam pobożne książki. Będąc w szkole podstawowej, usłyszałam wołanie Pana - "Pójdź za Mną" - bardzo pragnęłam być cała dla Pana.

Podążając za tym głosem, skierowała swe kroki do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, w którym posługiwała przez 69 lat. Pracowała w Łbiskach, Ignacowie, Kobylanach, Warszawie, Białymstoku, Stanisławowie, Lipowej, Przasnyszu, Skierkowiźnie, Ostrołęce i Kurozwękach. Od początku powołania pracowała z dziećmi i młodzieżą jako wychowawczyni i katechetka. Interesowało ją jednak nie tylko nauczanie religii. Polem pracy katechetycznej była dla niej cała parafia. Do akcji pomocy najbiedniejszym i chorym angażowała dzieci przychodzące na lekcje religii. Zakładała świetlice, stowarzyszenia Dzieci Maryi, grupy bielanek, schole, Koła Żywego Różańca.

- Bardzo kochałam te działania. Byłam bardzo szczęśliwa, a jedyną moją troską było jak najlepiej przekazywać wiedzę o Bogu i staranie, aby żyć tą wiedzą - ja, ale i moi wychowankowie. Troszczyłam się też o pogłębienie swojej wiedzy teologicznej, biblijnej i pedagogicznej – wspominała s. Warzocha.

Tak też wyglądała jej posługa w parafii św. Wojciecha w Przasnyszu. W Domu Pomocy Społecznej Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo prowadziła grupę Dzieci Maryi oraz zapoczątkowała działalność świetlicy "Promyk Jutrzenki" dla zaniedbanych dzieci, które przychodziły tam po zajęciach w szkole, odrabiały lekcje i pod opieką s. Zofii spędzały wolny czas. Szarytka organizowała też dla nich pielgrzymki, wycieczki i kolonie.

Magda Goździewska podkreśla, że s. Warzocha odegrała ogromną rolę w jej życiu. Uważa, że to kim teraz jest, zawdzięcza przede wszystkim siostrze. - S. Zofia była moją katechetką. Przez Dzieci Maryi zasiała w moim młodym i zagubionym sercu ziarno wiary i miłości. W wieku dojrzewania, zagubienia i zwątpienia przez słowo i wsparcie pomogła mi po raz kolejny wrócić na drogę wiary i miłości. Jeszcze kilka lat temu w trakcie przypadkowego spotkani aw centrum hematologii i onkologii w Warszawie, drobnym gestem i ciepłym spojrzeniem pokrzepiła mnie i zapaliła iskierkę nadziei i miłości – zwierza się pani Magda.

Ostatnie lata życia s. Zofia spędziła w Domu Prowincjalnym w Warszawie, we Wspólnocie Sióstr Seniorek. Krótko przed śmiercią zapisała:

Pragnę przygotować się na ostatnie spotkanie z Panem i służyć zgromadzeniu, ubogim i ojczyźnie przez modlitwę i cierpienie. Dziękuję Ci Boże, w Trójcy Świętej Jedyny, za łaskę życia, chrztu świętego, powołania i misji – to była wspaniała przygoda – dlatego raduję się, że mnie - tak słabe narzędzie - użył Bóg do tak wielkich dzieł. Magnificat…

- Jej zwyczajne życie zostało nadzwyczajnie przeżyte - zauważył w kazaniu podczas Mszy św. pogrzebowej ks. Karol Hołubicki, dyrektor Prowincji Warszawskiej Sióstr Miłosierdzia. - Było to życie pokorne, proste, napełnione duchem Bożej miłości, jak przystało na siostrę miłosierdzia. Jakże miło jest słyszeć, gdy siostry współpracujące z s. Zofią mówią o niej, że była zawsze siostrą pokornego serca, zawsze dobra, łagodna, zawsze gotowa służyć innymi. Dobroć promieniowała z jej twarzy. Nigdy nie narzekała, nie wypowiadała pretensji. Była cicha, pracowita, pogodna. Ta skromna, uboga siostra zadziwiała wszystkich swoim poświęceniem, miłością, zwłaszcza do dzieci, które przez ponad 36 lat katechizowała. Siostry mówią o niej, że w swojej służbie była ofiarna i odpowiedzialna. Miała tę świadomość, że na spotkanie z Bogiem idzie się przez miłość do człowieka – mówił ks. Karol.

- Z głębokim żalem wraz z synem żegnamy wspaniałą s. Zofię. Mamy wobec niej długi wdzięczności, które będziemy "spłacać" modlitwą - obiecuje Urszula Milkiewicz.
- Na pogrzebie naszej kochanej s. Zofii czuliśmy, że to jest pogrzeb osoby świętej. Byliśmy dumni, że siostrę znaliśmy. Nie było szlochu, płaczów. Czułam ogromny spokój i pociechę oraz ogromną wdzięczność, że siostra była w moim życiu obecna. Najcudowniejsza siostra zakonna pod słońcem. Poza rodzicami to ona dała nam bardzo silne podstawy wiary. Bóg zapłać siostro. To, co dla nas zrobiłaś, obiecujemy, że będziemy przekazywać następnym pokoleniom. Czuwaj nad nami z góry. Do zobaczenia - dzieli się Marta Tomaszewska-Wróbel.

Pani Marta, jej mama Bożena i koleżanka Milena Leleniewska chciałyby pokazać świętość życia s. Zofii. Nie tylko one są przekonane, że była ona osobą świętą. Dlatego utworzyły adres S.ZofiaWarzocha.wspomnienia@gmail.com, na który można przesyłać wspomnienia. Liczą, że kiedyś może uda się je opublikować.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Ostrowski