Biskup Piotr Libera wybrał sanktuarium św. Antoniego na miejsce uroczystej konsekracji Rosji i Ukrainy Niepokalanemu Sercu Maryi. Uczynił to w obecności uchodźców, którzy znaleźli schronienie w ostoi świętego z Padwy.
Ostoja to azyl, bastion, podpora" - mówił w 2019 r. bp Libera, przewodnicząc uroczystościom dziękczynnym za ukończenie renowacji klasztoru w Ratowie. Biskup płocki nie ukrywał wówczas radości, że po kilkunastu latach "mury przesiąknięte modlitwą ojców bernardynów będą na nowo służyły ludziom, którzy przyjadą tu z daleka i bliska". Jakże prorocze były to słowa w kontekście kolejnej wizyty bp. Piotra, który 25 marca w tym samym miejscu modlił się o pokój w Ukrainie i o pokój w sercach ludzi, którzy - uciekając przed wojną - znaleźli schronienie właśnie w Ostoi św. Antoniego.
Podczas Mszy św. hierarcha przypominał, że każdy ma swoją historię życia, a poprzez wcielenie ma ją także Jezus, który urodził się i żył tak, jak człowiek. - Bóg stał się człowiekiem w konkretnym miejscu, bardzo konkretnym momencie dziejów. Wkroczył w historię rodzaju ludzkiego, a jego narodziny, śmierć i zmartwychwstanie na zawsze zmieniły bieg historii. Stając się człowiekiem, wszedł również i w twoją historię życia. Jest z tobą w smutku i radości. Jest w wielkich i małych wydarzeniach, w wołaniu o ratunek oraz w słowach dziękczynienia i uwielbienia. A ponieważ Jezus jest w tobie, to niesiesz go wszędzie tam, gdzie jesteś. To właśnie uczynił dla ciebie Bóg i będzie czynił to dla każdego, kto powie mu "tak", jak Maryja. Zatem w to przepiękne święto wyraź swoją wdzięczność za to, że Bóg zechciał przyjść na ziemię. Dziękuj za jego obecność w twojej osobistej historii - mówił biskup.
Także podczas tej Mszy św., klęcząc przed figurą Matki Bożej Fatimskiej, bp Libera odczytał Akt Poświęcenia Rosji i Ukrainy Niepokalanemu Sercu Maryi, prosząc o zwycięstwo dobra nad złem, cywilizacji pokoju nad cywilizacją śmierci i wojny. - To sanktuarium jest małe, podobnie jak Nazaret był mały. Jestem wdzięczny, że tego historycznego zawierzenia mogłem dokonać właśnie w Ratowie. Cieszę się, że w chwili, kiedy zawierzamy losy ludzkości w ręce Maryi, są z nami goście z Ukrainy i życzę, żeby czuli się tu jak u siebie - powiedział bp Piotr na zakończenie.
Jeszcze przed rozpoczęciem Eucharystii zorganizowano spotkanie z grupą uchodźców, których gości Ostoja św. Antoniego. Biskup przywitał ich serdecznie, życząc opieki Matki Bożej i św. Antoniego, a najmłodszym ofiarował kilka egzemplarzy Biblii polsko-ukraińskiej.
W spotkaniu udział wzięły również osoby, którzy organizują pobyt gości z Ukrainy w Ratowie - Ewa Kozłowska-Głębowicz, prezes Stowarzyszenia "Ratujmy Ratowo", i ks. Bogdan Pawłowski, proboszcz i gospodarz miejsca, oraz Przemysław Pakuszewski, wójt gminy Radzanów.
Uchodźcy usłyszeli także wiele krzepiących słów od Andrzeja Goździkowskiego, prezesa zarządu spółki Cedrob, który razem z żoną przyjechał zapewnić o nieustannym wsparciu dla uciekających przed wojną ludzi. Firma pomaga uchodźcom już od pierwszego dnia rosyjskiej agresji. - Nie wszyscy wierzyli, że ta wojna będzie taka, jaką oglądamy teraz. Wasza tożsamość jest głęboka i mocna, a teraz walczycie o uznanie jej przez świat. Pod opieką Cedrobu jest obecnie 110 osób i jesteśmy gotowi udzielać schronienia kolejnym ludziom tak długo, jak to będzie potrzebne. Nie jesteście dla nas ciężarem. Ukraina, wasi mężowie, bracia, synowie walczą o wolność Europy i my to doceniamy - mówił prezes Goździkowski.
Osoby przebywające na terenie gminy to w większości kobiety i dzieci, m.in. z Kijowa, ze Lwowa, z Żytomierza, Odessy, Równego, Zaporoża.
Pani Natalia, która dotychczas mieszkała z rodziną przy lotnisku we Lwowie, wyjechała pierwszego dnia wojny. Pomoc zaoferowali jej właśnie państwo Goździkowscy. W Radzanowie i Ratowie pomaga jako tłumacz, bo jej babcia mieszkała blisko granicy z Polską i dzięki temu ona osłuchała się z językiem.
- Nasz dom służy teraz ludziom, którzy uciekają z głębi Ukrainy. Mąż został i opowiada mi, co przeżywają ludzie, którzy muszą ukrywać się przed bombardowaniem. To nie do wiary. Kiedy jechałam do granicy z Polską pierwszego dnia, nasi jechali, aby obronić Kijów. Ciężkie sprzęty, czołgi, za którymi odrywał się asfalt. Jak film. Samochód przy tych maszynach jest taki malutki. Nie wierzysz. Wczoraj wszyscy usnęli w swoich łóżkach, a rano wojna - opowiada.
Kobieta wierzy, że wróci do domu, do męża, ale wokół jest dużo ludzi, którzy już nie mają domu. - Są tu panie z Mariupola i z Charkowa. One nie mają do czego wracać. Nawet jeśli wojna skończy się niedługo, one będą musiały poczekać, aż tam jakoś się wszystko ułoży - martwi się kobieta.
Przyznaje, że najpilniejszą potrzebą jest nauka języka polskiego dla dorosłych, bo widzi, że kiedy ludzie nie potrafią się porozumieć, czują się niepewnie. Pani Natalia martwi się też o dzieci, na których ta sytuacja także odciska swoje piętno. Wspomina, jak pierwszego dnia pobytu w Radzanowie musiała tłumaczyć swojemu 4-letniemu synkowi, żeby nie bał się odwiedzających ich ludzi, a on ciągle dopytywał, czy to aby nie Moskale.
- Tylko się nam wydaje, że dzieci jeszcze nie wszystko pojmują. Dobrze, że starsze poszły do szkoły i integrują się z rówieśnikami. Ludzie są bardzo serdeczni. Przynoszą nam ciastka, zabawki dla dzieci, znamy już wszystkich sąsiadów. Jesteśmy wdzięczni i każdego dnia czekamy na dobre wieści z Ukrainy - dodaje pani Natalia.