"Pijaństwo i uzależnienie od alkoholu to prawdziwa pandemia i źródło dramatu kilku milionów polskich rodzin i kilkunastu milionów Polaków. Kto kocha, ten działa. Potrzebny jest nasz dobry przykład i nasza modlitwa" - apeluje bp Tadeusz Bronakowski w związku z rozpoczynającym się 55. Tygodniem Modlitw o Trzeźwość Narodu.
Najbliższy tydzień, od 27 lutego do 5 marca, to czas wzmożonej modlitwy za pogrążonych w nałogu alkoholowym, a także za ich rodziny i bliskich. Modlitewne inicjatywy podejmowane w ostatnie dni karnawału mają skłaniać do ograniczenia spożywania alkoholu, a także podejmowania zupełnej abstynencji u progu rozpoczynającego się Wielkiego Postu.
Kościół przypomina i zachęca do odpowiedzialności za siebie i innych – także wtedy, kiedy siadamy za kierownicę i ruszamy w drogę.
– W materiałach formacyjnych przygotowanych na Tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu już w 1968 roku jeden dzień poświęcony był kierowcom. To pokazuje, że Kościół od dawna zwracał uwagę na tę grupę – mówi ks. Zbigniew Kaniecki, duszpasterz trzeźwości w naszej diecezji. W materiałach na obecny, 55. już tydzień modlitw zwrócono uwagę, że problemem narodowym jest upijanie się, czyli picie ryzykowne w sytuacjach, gdy trzeba zachować całkowitą abstynencję. A jedną z takich okoliczności jest prowadzenie pojazdów mechanicznych.
- Jest to niechlubna przywara naszego narodu. Przez lata pracy za kółkiem obserwowałem ludzi różnych narodowości i przykro to mówić, ale przyzwyczajenia alkoholowe w Polsce nie są godne naśladowania, nie tylko te na drodze – mówi Szymon Wilczewski, zawodowy kierowca z Płońska, który przez 20 lat pracy, m.in. w największej firmie transportowej, woził turystów po drogach całej Europy, po Rosję i Skandynawię.
Płoński kierowca nie wyobraża sobie jazdy pod wpływem alkoholu, ale przyczyny takich zachowań upatruje w przyzwyczajeniach poprzednich pokoleń. - Wszystko jest dla ludzi, ale w czasach komunizmu po alkohol sięgało się często. Ludzie nadużywali trunków. Zawsze była jakaś okazja. Poza tym wiele spraw urzędowych załatwiano przy alkoholu. To było bardzo normalne. Teraz piętnuje się takie zachowanie a kampanie medialne przypominają, że to normalne nie jest. To jeszcze potrwa, choć widać, że kolejne pokolenie już inaczej do tego podchodzi. Kiedyś ten fakt przełoży się na statystyki – mówi kierowca.
Na drodze nawet najmniejszy błąd może kosztować czyjeś życie. Na kierowcy spoczywa ogromna odpowiedzialność. Odsetek osób, które siadają za kółko po alkoholu wciąż jest wysoki, i nawet wśród zawodowych kierowców nadal odnotowuje się takie przypadki. Uprawnienia zabrane za jazdę pod wpływem alkoholu to podwójna kara dla osoby, która w ten sposób traci źródło utrzymania, ale niestety nie na tyle dotkliwa, aby powstrzymywała przed sięganiem po substancje niedozwolone. Pan Szymon doświadczył tego dorastając w domu, gdzie była choroba alkoholowa. - Tata też był zawodowym kierowcą. Niestety był też alkoholikiem. Prawo jazy tracił kilka razy i nic go to nie nauczyło. Nie było łatwo dorastać w takim domu. Mi udało się poukładać życie inaczej. To też zasługa mojej żony, dzieci i wiary, która wiele rzeczy pomaga mi zrozumieć – mówi płońszczanin.
Pandemia spowodowała, że pan Szymon musiał powrócić do pracy na drogach krajowych, ale nie narzeka, bo dzięki temu jest bliżej rodziny. Nadal transportuje ludzi, więc nawet na najkrótszych trasach nie traci czujności. - Po 20 latach spędzonych za kółkiem nadal czuje odpowiedzialność za ludzie życie. Nie da się w tej kwestii popaść w rutynę. Nie da się przewidzieć, co wydarzy się w trasie, nawet jeśli przemierzamy ją kilka razy dziennie. Jeśli ja przestanę czuć respekt przed tym, co może mnie zaskoczyć na drodze, to może być to moja ostatnia podróż – dodaje.