30 grudnia minęło 60 lat od śmierci Władysława Drapiewskiego, wybitnego artysty i malarza wielu mazowieckich oraz dobrzyńskich kościołów.
Był on jednak kimś więcej niż tylko malarzem, bo poznając jego życie i warsztat, można go nazwać "teologiem z pędzlem", który genialnie oddał stan duszy wierzących tej ziemi. "Spotykamy go" w 27 kościołach diecezji płockiej: jego "niebo otwarte", Chrystus, Maryja Panna, Józef, zastępy aniołów i świętych do dziś podziwiamy i są wciąż przejmującą katechezą.
Kościoły z malaturą W. Drapiewskiego: katedra w Płocku, fara w Ciechanowie, Bodzanów, Sobowo, Miszewo Murowane, Skołatowo, Soczewka, kościół św. Trójcy w Mławie, Joniec, Rogowo, Gójsk, Radzanów n. Wkrą, fara w Sierpcu, fara w Rypinie, stary kościół w Zawidzu, Ligowo, Tłuchowo i Kroczewo.
Według projektów W. Drapiewskiego: klasztorek w Ciechanowie, Łopacin, Sońsk, Szreńsk, Biała k. Płocka, Szyszki, Żałe, Dąbrowa k. Mławy i Bieżuń.
Władysław Drapiewski w pewnym sensie jest "nasz", bo choć pochodził z Pelplina, to jednak najpiękniej wpisał się w przestrzeń sakralną diecezji płockiej. A zaczął tę pracę od polichromii płockiej katedry w 1904 r. Po kontrowersjach związanych z niezrealizowanym projektem Józefa Mehoffera biskup Apolinary Wnukowski i kapituła katedralna, pod przewodem ks. prał. Antoniego Juliana Nowowiejskiego, wybrała właśnie jego. Jednak mimo niewątpliwego profesjonalizmu Drapiewskiego i wysokiej klasy jego malarstwa wielu uważało, że jego projekt polichromii katedry był mniej ambitny od tego, który wcześniej zaproponował Mehoffer.
Dość szybko pod wpływem polemik prasowych pojawiała się nawet opinia, że jego styl to tak zwana "drapiewszczyzna", czyli brak smaku, styl epigoński, niewnoszący niczego do sztuki sakralnej. - Niesprawiedliwie traktowano jego malarstwo tylko jako dobre rzemiosło, bo jest w nim również artyzm, związany z jakością wykonania i zawartą treścią, która jest przemyślana, według dobrych wzorców - zauważa ks. Stefan Cegłowski, proboszcz parafii katedralnej.
Kiedy młody Drapiewski rozpoczął prace nad polichromią naszej katedry, był absolwentem szkoły malarstwa w Keverlaer (zachodnie Niemcy), prowadzonej przez Fryderyka Stummla. Do współpracy ściągnął przyjaciela z Luksemburga Nicka Brüchera. Praca nad polichromią trwała latami, na które nałożyły się wojenne burze i deportacja Drapiewskiego na Syberię. W czasie II wojny światowej, gdy bomba uszkodziła katedrę, prawie całkowitemu zniszczeniu uległa scena przedstawiająca "Ostatnią Wieczerzę" w nawie głównej świątyni. Mistrz musiał więc namalować ją od nowa.
Drapiewski tworzył dla płockiej bazyliki, konsultując się ze stroną kościelną. Nadał malaturze kierunek maryjny ze względu na wezwanie kościoła. W polichromii jest więc pewna narracja, na którą składają się sceny malarskie, napisy, cytaty z Pisma św., a nawet florystyka, w której poszczególne kwiaty są symbolami cnót Maryi.
- Stojąc pod kopułą katedralną, odczytujemy taki ciąg wydarzeń zbawczych, w który my także jesteśmy wpisani. W kopule mamy przedstawienie Ducha Świętego, który zstępuje na Maryję w Wieczerniku. Niżej, między oknami - widzimy czterech ewangelistów, a w trójkątach pod kopułą czterech ojców Kościoła. Na końcu, na dole, jesteśmy my, żywy Kościół, zbierający się dziś na modlitwie i liturgii - mówi ks. Cegłowski.
Według ks. Lecha Grabowskiego w polichromii katedry uderza przede wszystkim wielka pokora zdolnego artysty. Sama forma dzieła jest środkiem do wyrażenia konkretnej wartości. "Władysław Drapiewski przez prawdziwą pokorę stał się religijnym twórcą. Skromność artysty uczyła go pojąć możliwie najgłębiej biblijne wydarzenia czy przeżywanie Boga przez konkretnego człowieka. Biskup Nowowiejski zwrócił na to uwagę, pisząc, że kilkuletni pobyt malarza na zsyłce podczas wojny pogłębił jego życie wewnętrzne, co jest zauważalne w obrazach w prezbiterium. Malarstwo twórców polichromii jest dalekie od banalnych uogólnień, zrywania z konkretnym życiem. Jest przy tym głęboko humanistyczne, gdyż zasadniczym jego przedmiotem jest człowiek przeżywający obecność Boga. Artysta aktualizuje biblijne wydarzenia i przez człowieka chce nas prowadzić do samego Boga. Po świeżych doświadczenia jaskrawej kolorystyki ludowej Młodej Polski, polichromia katedry płockiej wyróżnia się kolorytem stonowanym, co tworzy swoisty nastrój umiaru i spokoju, sprzyjający skupieniu modlitewnemu" - pisał ks. Lech Grabowski.
Znawcą tajników malarstwa Drapiewskiego jest dr hab. Sylwester Piędziejewski z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, który od 2004 r. zajmuje się konserwacją polichromii artysty z Pelplina w różnych miejscach. W ostatnich latach czynił to m.in. w kościele w Skołatowie, Sobowie i w płockiej katedrze. Uważa, że na sukces Drapiewskiego złożyła się z jednej strony jego osobowość, a z drugiej technika malarska i stosowanie farb mineralnych Keima z ich delikatną kolorystyką, idealnie sprawdzających się w polskich warunkach klimatycznych. Ważną rolę odgrywała zgodna współpraca w zespole architektów i malarzy. Drapiewski nie był sam, świetnie się rozumiał z Szyllerem, Brücherem. Malowali z nim też jego bracia.
Jak zauważa ks. Stefan Cegłowski, aby dzieło finalne było doskonałe, powinna zaistnieć pewna zgodność pomiędzy architektem a malarzem, gdyż ma to niemały wpływ na powstającą polichromię. - Możemy powiedzieć, że tak właśnie było w pracy przy polichromii katedralnej, skoro ostatecznie Szyller i Drapiewski znaleźli się nawet na tympanonie płockiej katedry nad głównym wejściem do świątyni - tak w pracy, jak i w życiu zgodnie obok siebie - stwierdza ks. proboszcz.
- W jego malowidłach podziwiam wielką znajomość anatomii człowieka, dogłębne studium postaci, niuanse kolorystyczne, które zauważyłem m.in. podczas konserwacji małego palca anioła w katedrze. W jego obrazach dominują kolory niebieski, fiolety i czerwień, a wszystko jest żywe i czyste. Chcę też podkreślić, że Drapiewski był człowiekiem modlitwy. Spędzając tyle godzin w kościołach, nie tylko malował, ale modlił się i kontemplował. I to właśnie można odczytać z jego malarstwa. Nie założył rodziny, jego na wskroś religijna postawa, z biegiem lat i zdobywanym doświadczeniem, stawała się coraz bardziej wyraźna - mówi Sylwester Piędziejewski, który nazywa Władysława Drapiewskiego polskim Fra Angelico.
Dodajmy, że z dziełem i osobą tego wybitnego artysty spotkało się dwóch błogosławionych: abp Nowowiejski w Płocku i kard. Wyszyński w swoim rodzinnym Andrzejewie, bowiem Drapiewski malował tam kościół parafialny, jako że miejscowość należała wówczas do diecezji płockiej.