W tę niedzielę kolejna Wieczornica Adwentowa u płockich klaretynów - w modlitwie będzie pomagać chór wielogłosowy, którego idea zrodziła się w głowach kilku osób z diecezji płockiej, uczestniczących latem w warsztatach muzycznych Pawła Bębenka.
Są ludźmi w różnym wieku, różnych zawodów i mają odmienne doświadczenia ze śpiewem, a chociaż "zakotwiczyli" w płockiej parafii na Górkach, nie wszyscy mieszkają w tym mieście. Na przykład kierownik chóru Mateusz Lampkowski, który jest m.in. kantorem płockiej pielgrzymki na Jasną Górę, na cotygodniowe, kilkugodzinne próby przyjeżdża ponad 60 km ze Strzegowa.
Powoli jednak, jak sami mówią, stają się swoistą rodziną. W dodatku jest to rodzina rozwojowa... - Szukamy szczególne głosów męskich - basów, tenorów, ale każdy głos jest mile widziany, a czytanie nut nie jest konieczne. Każda osoba, która kocha śpiew albo czuje, że może mieć ku temu predyspozycje, może się u nas pojawić. Jeśli chęć jest szczera, to ona zaowocuje - uważa Mateusz.
Chór, który nie ma jeszcze nazwy, ćwiczył ostatnio piękną "Litanię Dominikańską", przygotowując się do śpiewu podczas dzisiejszej Wieczornicy Adwentowej. W parafii św. Dominika na Górkach zadebiutowali w Zaduszki. Piękny śpiew a cappella, na głosy, popłynął z kościelnego chóru, by prowadzić wiernych w melodii. - Chcemy śpiewać tak, jak najlepiej potrafimy, aby służyć, a nie przeszkadzać w liturgii - deklaruje Mateusz. - Przychodzimy tu, by się wspólnie modlić, bo gdyby było inaczej, to ludzie w kościele czuliby, że chcemy tylko się pokazać - tłumaczy Kamil, organista w tej parafii.
Wszystko zaczęło się na warsztatach prowadzonych przez kompozytora Pawła Bębenka, którego twórczość i podejście do muzyki liturgicznej członkowie chóru bardzo cenią. - Rok temu dowiedziałam się, kim jest Paweł Bębenek... Przez kolejne miesiące poznawałam jego muzykę, a w tym roku pojechałam na jego warsztaty. Tam spotkałam kolegę Mateusza i innych znajomych z Płocka i okolic. I tam narodził się pomysł, by w Płocku stworzyć taką przestrzeń dla muzyki wielogłosowej, zbliżonej do tego, co robi krakowski Dominikański Ośrodek Liturgiczny. Zachęciłam Mateusza... - opowiada Agnieszka, jedna z chórzystek. - A ja nie dałem się długo prosić... Już na warsztatach wykonałem kilka telefonów - podejmuje Mateusz, maestro chóru.
Jego repertuar dopiero się formuje, ale już jest jasne, że chcą omijać "muzyczny fast food". - Liturgia nie jest naszą własnością i mamy uczestniczyć w niej tak, jak przepisy o tym mówią - mówi Kamil. - Mamy w Kościele katolickim taki problem, że coraz bardziej odchodzi się od śpiewów tradycyjnych, a idzie w nurt liturgicznego fast foodu, czegoś - wydawałoby się - "smacznego", ale tak naprawdę toksycznego, co nieraz zakrawa na profanację. Chcemy pokazać, że da się inaczej, że da się wrócić do korzeni, do śpiewu liturgicznego czterogłosowego, który jednocześnie nie wyklucza wiernych z uczestnictwa w liturgii. Staramy się więc czerpać z utworów tradycyjnych, choć oczywiście pojawiają się także współczesne kompozycje, ale na tyle godne, żeby mogły zaistnieć w liturgii. Staramy się także dopasować do liturgii danego dnia. Muszą więc być to pieśni merytorycznie właściwe, a nie takie, które nam się podobają i dlatego je śpiewamy. To, że są "fajne", to za mało - tłumaczy Mateusz.
Każdy chórzysta ma tu inną historię i niekoniecznie całe życie śpiewał w jakimś zespole. Niektórzy właśnie tu znaleźli miejsce na realizację niedawno odkrytej pasji, której przez lata nie mieli odwagi ujawnić. - To dla mnie sens istnienia. Stąd można dużo czerpać - mówi Agnieszka.
- Muzyka w była obecna amatorsko w moim życiu, ale śpiew w chórze to jest dla mnie nowe doświadczenie. Z perspektywy wiernego mogę powiedzieć, że poprzez śpiew modlę się i to jest forma kontaktu z Bogiem. Poza tym postrzegam to jako coś bardzo męskiego. Mnie się taki śpiew bardzo podoba, nawet gdy najpierw nam nie wychodzi tak, jak by się chciało. To jest taka nasza droga do doskonałości. Bardzo cieszę się na te próby i czekam na nie z tygodnia na tydzień - przyznaje Adam.
- Śpiew działa trochę jak psychiczny detoks. Fizycznie wyrzucamy z siebie to, co niedobre. Oczywiście, są dni gorsze, bo jesteśmy tylko ludźmi, ale na pewno wychodzimy z tych prób inni, niż przyszliśmy - przekonuje Mateusz.
am