Biskup Piotr Libera pielgrzymował do miejsca męczeństwa błogosławionych abp. Antoniego Juliana Nowowiejskiego i bp. Leona Wetmańskiego w Działdowie.
Biskup płocki przewodniczył sumie odpustowej w Sanktuarium Męczenników Działdowskich i modlił się przy symbolicznym grobie błogosławionych abp. Antoniego Juliana Nowowiejskiego i bp. Leona Wetmańskiego. Ponieważ do dziś nie zidentyfikowano miejsca ich pochówku, ks. kan. Marian Ofiara kilka lat temu zatroszczył i o to, aby przy jego parafii złożono ziemię z kilku miejsc wokół Działdowa, gdzie Niemcy dochowywali pochówków więźniów KL Soldau, i w ten sposób uczcić pamięć męczenników.
Odwołując się czytań mszalnych 11. niedzieli zwykłej, biskup Piotr mówił w homilii o tajemnicy ewangelicznego wzrastania, które wiedzie przez krzyż i obumieranie. – Bóg mówi nam o ziarnie, które wzrasta wrzucone w ziemię. To wzrastanie dokonuje się w sposób, który nie da się po ludzku wytłumaczyć. Ziarno jakby nosi samo w sobie moc, którą rzucenie w ziemię uwalnia, i która sprawia, że zbierający plon może cieszyć się obfitym żniwem. Czyż życie biskupa Antoniego, biskupa Leona, siostry Marii Teresy i tylu innych – nie jest owym ziarnem wrzuconym w ziemię właśnie na działdowskiej ziemi? Czy ta ziemia nie dała im moc wzrastania. Otuliła ich ból, przyjęła ich krew, unicestwienie egzystencji. I sprawiła, że ziarno przyniosło plon obfity – mówił biskup płocki.
Podkreślił, że heroiczną postawę biskupów w działdowskim obozie można zrozumieć tylko w świetle Ewangelii. - Po ludzku nie da się tego pojąć! Nie da się po ludzku zrozumieć, jak to możliwe, że człowiek, który mógł ocalić swoje życie, zdecydował się oddać je. Po ludzku to niepojęte, jak to możliwe, że człowiek wyrafinowanego intelektu, jak arcybiskup Antoni, w owym pamiętnym 1939 r. nie zrozumiał, że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo i nie ratował się ucieczką szukając schronienia, kiedy miał na to czas. Po ludzku to niepojęte, jak człowiek tak wrażliwego serca, jak biskup Leon, nie poczuł, jak wielki ból sprawia nie tylko najbliższym, ale może i tym wszystkim w diecezji, którzy liczyli na niego, i nie wydostał się ani z Płocka, ani ze Słupna, z miejsc internowania. Okazji przecież nie brakowało. Po ludzku to niepojęte. Lecz to właśnie wtedy wzbierała w nich ta życiodajna moc ziarna, które wie samo z siebie, że aby przynieść plon, żeby wystrzelić ku niebu niczym drzewo o pięknych gałęziach i dobrych owocach, to ziarno musi zniknąć, zostać unicestwione. Będzie żyło w owocach swego obumierania. Tak, oni wszyscy to zrozumieli… - akcentował ks. biskup.
Odnosząc postawę błogosławionych do współczesnych zachowań kaznodzieja zauważył, że dziś świat "namawia do myślenia przede wszystkim o sobie, do zatroszczenia się o odpowiednio wygodną codzienność". - Widzimy już, jak smutne owoce w naszych rodzinach, w naszej codzienności, przynosi ta niezdolność do owocowania przez obumieranie. Tak łatwo dziś zwolnić się z małżeńskiej wierności, tak gorzkie owoce przynoszą serca kiedyś konsekrowane Bogu, a życiem służące ciemności, tak trudno nam zobaczyć w drugim człowieku człowieka…Czasem wystarczy, że ktoś powie, że ogląda inną telewizję, słucha innego radia, czyta inną gazetę, i już rośnie mur trudny do przekroczenia. Tak bardzo nam potrzeba przeżyć lekcję ziarna, którą w doskonały sposób zrozumieli nasi święci męczennicy. Im więcej wokół nas ciemności, im więcej kosztuje nas wiara, im trudniej nam żyć miłością – tym bardziej, jak oni, trzymajmy się blisko krzyża – mówił biskup płocki.
- Co przeżywało ziarno wrzucane w ziemię? Co czuł błogosławiony pasterz Kościoła Płockiego wiedziony na mękę i śmierć? – zastanawiał się kaznodzieja. - Czasem próbuję na modlitwie wyobrazić sobie to, co on czuł, kiedy widział, jak wszystko, przy czym całe życie pracował, czemu poświęcił swoje siły i serce, jest niszczone i obracane w perzynę. Co czuł, kiedy na płocką katedrę, której on przywrócił blask, padały niemieckie bomby. Co czuł, kiedy jego ukochane seminarium zostało zajęte przez oddziały eses, klerycy i profesorowie rozpędzeni, niektórzy aresztowani. Co czuł, kiedy słyszał o tym, jak księża, o których wykształcenie umysłu i ducha tak bardzo się troszczył, są mordowani w kwiecie wieku lub w jesieni życia, czasem zaś, jak ks. Paweł Kwiatkowski w podpłockiej Soczewce, zabijani kilkadziesiąt metrów od własnych kościołów. O co się modliło wtedy jego serce…? Co przeżywało ziarno właśnie wrzucane w ziemię? Wtedy właśnie sięgam do ostatniego listu biskupa Antoniego do diecezjan. I czytam w nim: "Całym sercem za wszystkich się modlę, a przede wszystkim za tych, co cierpią i są upodobnieni do Zbawiciela naszego na krzyżu" – przypomniał ks. biskup słowa błogosławionego arcybiskupa.