80 lat temu abp Antoni Julian Nowowiejski i bp Leon Wetmański zostali wywiezieni ze Słupna do obozu koncentracyjnego Soldau. Tam w tragiczny sposób dopełniło się ich życie.
Jest już zupełnie jasno, ludzie się gromadzą po ulicach, spoglądają na swoich Najdroższych Pasterzy, lecz nie mogą się zbliżyć, tylko z boleścią niezmierną spoglądają, a biskupi ich błogosławią. Tak dojechali do ulicy Szerokiej [obecna Kwiatka – przyp. red.]. Wszystkim księżom kazano zejść, a resztę ludzi z zakonnicami zawieziono do Działdowa. Biskupów i księży zaprowadzono pod silną eskortą pod magistrat do lochów podziemnych. Jednej z sióstr Matki Bożej Miłosierdzia pozwolono podać śniadanie i zobaczyła się z ks. biskupami. (…) Byli pogodni, weseli, nie było widać żadnego przygnębienia. Zaniosłyśmy jeszcze koc, jasiek i żywność, lecz już nie można było dotrzeć, przyjęli tylko, że oddadzą arcybiskupowi.
Z ust do ust cichutko przechodziła całe miasto wiadomość o uwięzieniu księży biskupów i wszystkich księży z Płocka i okolic. Był to istny sąd Boży, ludzie płakali po ulicy, załamywali ręce w rozpaczy i udzielali sobie wzajemnie wiadomości o więźniach. Cały dzień nie mówiono o niczem tylko o uwięzionych. Nie gotowano obiadu w niejednej rodzinie, tak ludność Płocka była przybita tą straszną wieścią.
Na drugi dzień, tj. 8-go wczesnym rankiem wywieziono biskupów i księży do Działdowa. Tegoż samego dnia dowiedziano się w Działdowie, że dostojnych więźniów przywieziono, podbiegli bliżej towarzysze niedoli, by z bliska zobaczyć swych ukochanych pasterzy. Księża biskupi witali ich powiewając chusteczkami. Trwało chwilę tylko to zbliżenie do swych owieczek, gdyż zaraz ich odwieziono do więzienia karnego. Dochodziły tylko wieści z Działdowa, że ks. arcybiskup na wszystkie swoje przykrości i utrapienia jedną miał odpowiedź: »Boże, odpuść im, bo nie wiedzą co czynią«, a słowa te, które pierwsze wypłynęły z ust Boskiego Mistrza, pierwszego męczennika, powtarzały tysiące męczenników w czasie okropnych prześladowań, co doprowadziło do wściekłości prześladowców XX wieku na naszej polskiej ziemi".
Ks. prof. Michał Grzybowski /xwp