- Jeśli chcę jakiejś zmiany w swoim kraju, w społeczeństwie, to powinienem zacząć od siebie - mówi Włodzimierz Korczyński, prowincjał Ukrainy Zakonu Rycerzy Jana Pawła II, który uczestniczył w uroczystościach w płockim sanktuarium.
Włodzimierz Korczyński był jednym z wielu członków tego bractwa - zakonu świeckich mężczyzn nie tylko z diecezji płockiej, którzy uczestniczyli w obchodach 90. rocznicy objawień Jezusa Miłosiernego w płockim sanktuarium przy Starym Rynku. Ubrani w charakterystyczne płaszcze - mantule wyróżniali się zewnętrznie spośród pielgrzymów nawiedzających w ciągu ostatnich trzech dni to miejsce. To był także ich czas służby - udzielali informacji, kierowali ruchem pielgrzymim, strzegli porządku i pełnili różne posługi w czasie nabożeństw i głównej uroczystości.
Brat Włodzimierz był w płockim sanktuarium po raz drugi. Uczestniczył w nocnym czuwaniu podczas triduum Miłosierdzia. - Adoracja nocna była niesamowita, nie chciało się wychodzić z kaplicy - przyznał. Podobała mu się zarówno budująca się świątynia, jak i pierwsza, skromna kaplica. - Mnie nawet bardziej podoba się coś malutkiego, skromnego. Ja myślę, że to sanktuarium Bożego Miłosierdzia zawsze trzeba budować najpierw w swoim sercu - mówi mężczyzna, który przeprowadził się z rodziną z Ukrainy do Polski, a 7 lat temu przeżył swoje głębokie na nawrócenie podczas wydarzeń na Majdanie w Kijowie.
- W niedzielę, gdy uczestniczyliśmy we Mszy św., zadawałem sobie pytanie, dlaczego znalazłem się w tym miejscu i co oznacza Boże Miłosierdzie dla mnie. Przyjechaliśmy z rodziną do Polski, a teraz jestem w tym miejscu, w tym czasie - co to znaczy dla mnie? I przyszła mi taka myśl. Kiedy 7 lat temu na Ukrainie zaczął się Majdan wolności, w tym samym czasie, który teraz przeżywamy - od 18 lutego do 21 lutego - w te trzy dni zostało rozstrzelanych najwięcej ludzi. Ja byłem tam. I w tamtym czasie Pan Bóg dotknął mojego serca. To, co ja tam przeżyłem, to, co zobaczyłem, to sprawiło, że się nawróciłem - mówi Włodzimierz Korczyński.
Wspomina niezwykłą atmosferę tamtych dni. - Nie było lęku. Tam była... nie wiem... jakaś miłość między ludźmi. To była inna społeczność. Masa ludzi i jedni drugim służyli, a byli z różnych stron Ukrainy. Nie było różnicy - czy z zachodniej, czy wschodniej Ukrainy, czy rozmawiasz po ukraińsku, czy rosyjsku. Taka jedność była, taka atmosfera, że w ludziach nie było lęku. Ja w takiej atmosferze zrozumiałem, że jak wrócę do domu, to nie mogę żyć tak jak do tej pory żyłem. A teraz ja naprawdę zrozumiałem, że bez Bożego miłosierdzia, które mnie zmieniło, nie da się żyć. Jest za co dziękować Panu Bogu - mówi Włodzimierz Korczyński.
- W tamtym roku, w lutym, gdy powstała prowincja ukraińska Rycerzy Jana Pawła II i pierwsza chorągiew, zostałem wybrany na prowincjała. I jako prowincjał pierwszą Mszę św. przeżywałem tutaj, w Płocku. I znowu pytanie: dlaczego? Myślę, że tak Pan Bóg prowadzi do Bożego Miłosierdzia. A teraz tego świat potrzebuje. To odpowiedź na to, co się dzieje, na te wojny, na te podziały polityczne, strajki, które widzimy w Polsce, to samo dzieje się na Ukrainie. Świat wybrał złą drogę. Kiedy był Jan Paweł II - on wołał, on nam wskazywał drogę. On naprawdę był prorokiem - mówi członek zakonu, któremu patronuje papież Polak.
- Ten Majdan, to moje nawrócenie pozwoliło mi zrozumieć, że jeśli chcę jakiejś zmiany w swoim kraju i społeczeństwie, to powinienem zacząć od siebie. Nie od prezydenta, od sąsiada, ale od siebie. Trzeba poznać prawdę o sobie, a ona wyzwoli. Zacząłem myśleć nad tym, jakim jestem ojcem, jaki ja daję przykład swoim dzieciom? Czy naprawdę Pan Bóg jest na pierwszym miejscu? Zacząłem na nowo, świadomie, przeżywać ojcostwo. Wtedy byłem przedsiębiorcą, miałem swoją dużą firmę. Szedłem do pracy - dzieci jeszcze spały, wracałem - już spały. Zapytałem się, czy w ich życiu naprawdę jest ojciec - wspomina pan Włodzimierz.
Przyznaje, że "życie pod prąd" nie jest łatwe, że po ludzku to może się wydawać niezrozumiałe. Ale - jak mówi - konsekwencją nawrócenia było podporządkowanie całego życia, we wszystkich sferach, Panu Bogu.
- Zacząłem dużo prosić Matkę Bożą, żeby nas prowadziła. Nasza rodzina czuje, że jest pod Jej opieką. I to moje powołanie do Rycerzy Jana Pawła II - to też nie jest przypadek w naszym życiu. To jego zawołanie - Totus Tuus, ta jego miłość do Różańca. To bardzo dużo pomaga. Może jeśli wrócimy na Ukrainę, to jeszcze po to, by dzielić się z innymi, opowiadać, co my tu przeżywamy w takich miejscach jak to sanktuarium.
am