Temperatura powyżej zera i topniejący śnieg nie ucieszą zwolenników kąpieli w zimnej wodzie, która w tym roku bije rekordy popularności.
Morsowanie było do niedawna jedną z nielicznych aktywności, którą można było uprawiać w czasie pandemii, chociaż z zachowaniem obostrzeń sanitarnych. Ciechanowski Krubin, zalew w Nowym Mieście, plaża w Pułtusku czy jeziora wokół Płocka, to tylko niektóre z miejsc, gdzie od jesieni aż do wiosny spotykają się sympatycy "zimnych" endorfin.
W każdą niedzielę, kiedy termometry pokazywały temperaturę poniżej zera, plaże i kąpieliska w regionie przeżywały "dzień morsa". – Rozgrzewka jest obowiązkowa. Pajacyki, przysiady, podskoki. Początkującym zawsze radzę, żeby wytrzymać pierwszą minutę. Ona jest najgorsza. Wtedy organizm wariuje. Czujemy jakby igły na całym ciele. To nie jest pokaz siły, trzeba słuchać swojego organizmu. Niezależnie od tego jak dobrze się czujemy, o możliwości morsowania warto najpierw porozmawiać z lekarzem. Zdrowy rozsądek przede wszystkim – opowiada Aleksandra Sitkiewicz, która od 6 lat morsuje w płockiej Sobótce.
Również 6 lat temu przygodę z morsowaniem zaczynała Danuta. W Pułtusku spotykało się wówczas około 6 osób. Obecnie w Narwi morsuje nawet 80 osób, od 6-latków po 70-latków. – Dla mnie jest to uzupełnienie sportowych zmagań, doskonały sposób na regenerację mięśni, forma krioterapii, ale też konkretna adrenalina. Regularnie biegam, gram w koszykówkę, ćwiczę. Morsowanie jest inne, tu nie jest się samemu, działa siła grupy, dzięki której zdobywasz odwagę do pokonywania swoich słabości. W pandemii morsujemy bardziej indywidualnie, ale nie samotnie. Chodzi o bezpieczeństwo i asekurację – opowiada "Dancia" z pułtuskich morsów.
W niedzielę o 15 tłoczno robi się także nad zalewem w Nowym Mieście, gdzie coraz większa grupa osób hartuje swoje ciało. – Zaczęło się od informacji, którą przeczytałam na tablicy promującej zdrowy tryb życia w szkole, w której uczę. Nauczyciel wychowania fizycznego morsował i umieścił tam zdjęcie z jednej z wypraw. Razem z koleżanką poprosiłyśmy o instruktaż. 4 lata temu zaczynaliśmy w 5-osobowej grupie, teraz ta grupa rozrosła się do 70 osób. Tegoroczna pogoda sprawia nam ogromną frajdę. Od kiedy morsuję nie chorowałam. Co więcej, kiedy zaczynałam, byłam bardzo przeziębiona. Zaryzykowałam i zamiast skończyć z zapaleniem płuc – wyzdrowiałam. Mamy mylne pojęcie o morsowaniu. To nie jest tak samo, jak wejść pod zimny prysznic. Wiele osób obawia się, że nie dałoby rady, ale zimą temperatura powietrza na zewnątrz jest zbliżona do temperatury wody i wchodząc do tej wody mamy wrażenie, że jest ona ciepła. Przyda się czapka, rękawiczki i skarpety neoprenowe, dzięki którym stopy nie zmarzną tak szybo. Mój rekord to 12 minut w wodzie, ale nie o rekordy tu chodzi, a o to, aby zawsze słuchać swojego ciała – uważa Katarzyna Bauman z Jońca.
Wśród zalet, jakie niosą ze sobą zimne kąpiele, najczęściej wymienia się pozytywny wpływ na układ immunologiczny i układ krążenia. Okazuje się również, że grupy, które poznają się w ekstremalnych warunkach, chętnie pomagają innym. 28 lutego nowomiejskie morsy pobiegną dla chłopca z porażeniem mózgowym, na ciechanowskim kąpielisku co niedzielę odbywa się kiermasz ciast dla chorej Laury, a w Pułtusku organizowano m.in. zbiórkę rzeczy dla Polaków z Kazachstanu, zbiórki żywności oraz świąteczne paczki dla osób starszych i samotnych.