Czym jest sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Płocku dla osób, które można w nim często spotkać?
Miłosierdzie Boże przyciąga! Widzą o tym dobrze duchowni i świeccy, szczególnie siostry Matki Bożej Miłosierdzia, które od początku opiekują się tym świętym miejscem. – Dla mnie jest ono wciąż niezwykłe, bo Jezus tu przyszedł! To miejsce buduje moją wiarę, gdy widzę ludzi, którzy tu się modlą, płaczą, spowiadają. Spotykania z nimi odświeżają moją wiarę. To wreszcie miejsce doświadczenia Boga Żywego, który tu się objawił. Ono przeszywa człowieka łaską, choć jest takie ciche, niepozorne i prawie niewidoczne – mówi s. Jolanta Pietrasińska, która od 20 lat posługuje w sanktuarium
– To było dla mnie opatrznościowe, że trafiłam do sanktuarium, bo odpowiedzią na wszystkie trudne koleje mojego życia mogło być tylko orędzie o Bożym Miłosierdziu. Dlatego wierzę, że sanktuarium mnie uratowało! – wyznaje Barbara Klatka. – Trafiłam tu 23 lat temu. Nic wcześniej nie wiedziałam o objawieniach w Płocku, ale wreszcie znalazłam takie miejsce, w którym dobrze się czułam. W poszukiwaniu drogi nawrócenia bardzo mi pomógł "Dzienniczek". Tu również św. s. Faustyna nauczyła mnie adoracji. Sanktuarium jest również miejscem mojej spowiedzi – mówi pani Barbara.
Barbara Wątkowska jest związana z sanktuarium od 1991 roku. – A w rzeczywistości stało się to jeszcze wcześniej, bo w latach 60. chodziłam do sąsiadującego z tym miejscem Liceum im. Małachowskiego. Przypominam sobie, że gdy mieliśmy gimnastykę na powietrzu, to wtedy, nie wiedzieć dlaczego, lubiłam wpatrywać się w to miejsce. Odkryłam je dopiero dzięki papieskiej pielgrzymce do Płocka w 1991 roku. Po raz pierwszy przyszłam tu, aby się modlić 22 września 1991 roku. I od tamtej pory nie opuściłam żadnej Mszy w 22. dzień miesiąca. W tym miejscu słowo Boże trafia prosto do serca. Doświadczyłam tego wielokrotnie! A choć to miejsce zewnętrznie nie jest jeszcze przyozdobione, to ma w sobie wielką łaskę, przemawia skromnością i ciszą – mówi pani Barbara.
– To jest moje miejsce na ziemi. Przychodzę tu regularnie od 2005 r., gdy przeżywałam trudności w małżeństwie – mówi Anna Żmijewska. – Wcześniej chodziłam na nocne pielgrzymki ze Skępego do Obór. Po jednej z nich koleżanka zaproponowała mi, abyśmy spotkały się w sanktuarium na Starym Rynku. Ja w pierwszej chwili myślałam, że chodzi jej o kościół farny, bo nie znałam tego miejsca. A teraz sanktuarium jest moim stałym przystankiem – gdy wracam z pracy, wstępuję tu na modlitwę, aby odpocząć przy Jezusie, a teraz po wieczorowej Mszy idę na nocną zmianę do pracy. Gdy wchodzę w tę przestrzeń, wiem, że On tu jest! Tu również się zawsze spowiadam. Sanktuarium to również dobrzy ludzie, których tu spotykam. Sam Jezus najlepiej wie, ile razy oni podnosili mnie na duchu, gdy było mi ciężko – opowiada pani Alicja.