Tak serdecznie mówimy o pielęgniarkach, które zwłaszcza w czasie epidemii, heroicznie służą na szpitalnych oddziałach.
Może wystarczy łóżek covidowych i respiratorów, ale co się stanie, gdy zabraknie lekarzy i pielęgniarek? W czasie srożącej się epidemii, przypominają się mądre słowa i czyny senator Janiny Fetlińskiej, pielęgniarki z powołania. Wspominają ją jej najbliżsi i przyjaciółki. Warto w tych wskazówkach poszukać mocnego oparcia i intuicji, nie tylko dla ochrony zdrowia.
"Przez miłość do ludzi zostałam pielęgniarką" – wyznała kiedyś senator Janina Fetlińska, która 10 lat temu zginęła w katastrofie smoleńskiej. Gdy czekało ją jakieś publiczne wystąpienie, to zawsze zaczynała od słów: "jestem pielęgniarką". I była nią do końca. Jak wspomina jej mąż Włodzimierz Fetliński, kiedyś trzeba było opóźnić wieczerzę wigilijną, bo ktoś poprosił jego żonę o pomoc. – Ona nie umiała odmówić albo powiedzieć wymijająco, żeby ten ktoś poczekał. Albo innym razem jechaliśmy samochodem w kierunku Przasnysza. Była wielka mgła i droga była bardzo śliska. Trafiliśmy na karambol kilku samochodów. Gdy udało mi się bezpiecznie zatrzymać na poboczu, żona szybko wyskoczyła z samochodu i pobiegła sprawdzić, czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Taka właśnie była, ponad wszystko przekładała niesienie pomocy – wspomina żonę pan Włodzimierz.
A co dziś by powiedziała pielęgniarkom ich starsza siostra? – Ona sama dałaby pierwsza przykład i stanęłaby w pierwszej linii, aby pomagać, mimo że jest trudno i można się zarazić. Bo pomoc drugiemu człowiekowi była dla niej na pierwszym miejscu. Ten etos pielęgniarstwa był fundamentem jej działania. Powtarzała, że pielęgniarkami zostajemy do końca. Nawet gdy została senatorem - wciąż pomagała. Otwartość jej serca była ogromna – wspomina swą serdeczną przyjaciółkę pasjonistka s. Aneta Krawczyk.
– Do jej biura senackiego w Ciechanowie zawsze ustawiały się długie kolejki, a ona swą misję pielęgniarską przeniosła do sposobu uprawiania polityki. W tym wszystkim była autentyczna i empatyczna. Szanowała każdego człowieka, bo właśnie normy pielęgniarstwa przełożyła na inne dziedziny życia, w których była obecna – wspomina dr Małgorzata Marcysiak z Ciechanowa, również przyjaciółka zmarłej pani senator.
Co jej zdaniem powiedziałaby pani senator swym koleżankom pielęgniarkom, a zwłaszcza młodym przygotowującym się do tego zawodu? – Zagrzewałaby ich, że dadzą sobie radę. Pamiętam, jak często powtarzała: "dasz radę!". Zachęcałaby również, aby w tej nowej sytuacji pielęgniarki pogłębiały swą wiedzę i umiejętności – dodaje M. Marcysiak, która w Ciechanowie zajmuje się kształceniem nowych pielęgniarek.
Ciechanowskie pielęgniarstwo miało szczęście do takich wzorów osobowościowych, jak Janina Fetlińska i zmarła niedawno Agnieszka Bukowska. – One działały u nas, zarażały nas wieloma pomysłami i wizjami. Miały roztropność i intuicję w podejmowaniu decyzji. To były dwie wielkie pielęgniarki. Nigdy nie zlekceważyły człowieka i były konsekwentne w działaniu. To na przykład Agnieszka Bukowska organizowała pracę pielęgniarek w ciechanowskim szpitalu – mówi Małgorzata Marcysiak.
– Gdy coś robiła, to zawsze ciepło, serdecznie, z serca. I też zawsze podkreślała, że jest pielęgniarką. Gdy ktoś czymś się trapił, podchodziła i pocieszała: "Nie martw się, zaradzimy". Na te trudne czasy potrzeba podobnych wzorców – dodaje s. Aneta Krawczyk, pasjonistka i pielęgniarka na oddziale covidowym Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Płocku.
Więcej w najnowszym wydaniu papierowym "Gościa Płockiego" na niedzielę 22 listopada.