Co miesiąc z sadykierskiego kościoła płynie szczera modlitwa nieustannie powiększającej się wspólnoty, która dzieląc się doświadczeniem tego, co XIV-wieczny święty działa w ich życiu, pokazuje, że Boża łaska nie ulega przedawnieniu.
- Ten zapomniany dotychczas "stary" święty przebija się przez wydarzenia związane z tym miejscem: pożar kościoła w 2003 roku, potem mobilizacja wspólnoty i jego szybka odbudowa, zatroskanie o świątynię. Przebija się przez relikwie sprowadzone jako realny dowód jego obecności. Następnie przez doświadczenia mojej choroby i Jerycho, które powstało. Przez te modlitwy, które do dziś przynoszą piękne owoce. A na koniec przebija się przez myśl biskupa Piotra, żeby powołać tu sanktuarium, która równolegle rodziła się w naszych sercach i w jego sercu. To wszystko Boże dzieło. Święty Roch tu działa, a przykładów tego działania mamy wiele w naszej wspólnocie. Nie o to chodzi, żeby teraz je wszystkie przywoływać. Chodzi o to, że my się tu pokornie modlimy, a gdzieś tam Pan Bóg działa dobre rzeczy. To jest niezwykle ważne - mówił podczas ostatniego spotkania w kościele św. Rocha ks. Cezary Siemiński, proboszcz miejsca, który 19 października odebrał z rąk bp. Piotra Libery dekret erygujący sanktuarium św. Rocha w Sadykrzu.
Drewniany kościół jest filią parafii w Obrytem. Święty Roch jest tu czczony od wieków. W 1771 roku papież Klemens XIV ustanowił dla tego miejsca odpust zupełny "po wsze czasy", przypadający na dzień 16 sierpnia, we wspomnienie "świętego od zarazy". Ale to wydarzenia kilku ostatnich lat sprawiły, że coraz więcej osób każdego dnia zwraca się do Boga za przyczyną świętego z Montpellier. Punktem przełomowym dla rozwoju kultu świętego okazała się choroba nowotworowa ks. Siemińskiego. To w jego intencji parafianie zaczęli szturmować niebo za przyczyną świętego samarytanina. Tak zawiązało się modlitewne bractwo - Jerycho św. Rocha, które skupia obecnie ponad 200 osób, nie tylko z diecezji. - Modlili się za przyczyną św. Rocha przez całą dobę, podejmowali posty w mojej intencji. Od maja 2018 r. w piątek po 16. dniu każdego miesiąca spotykamy się u św. Rocha o godz. 19 na Mszy św. i adoracji. To zrodziło się z potrzeby okazania wdzięczności Panu Bogu za moje uzdrowienie. Te spotkania to dziękczynienie, ale też dzielenie się tym, czego doświadczyliśmy - dodaje ks. Siemiński.
Świadectwa ludzi dotkniętych łaską uzdrowienia za przyczyną świętego możemy przeczytać m.in. na stronie internetowej www.urocha.net, gdzie skrupulatnie dokumentuje się rozwój kult w Sadykrzu. Takich świadectw można również posłuchać na każdym z comiesięcznych spotkań, gdzie na modlitwie przy relikwiach świętego spotyka się coraz więcej osób. - Po ludzku przeszłam piekło. Przyszedł moment, że nie wytrzymałam i zaczęłam oddawać to wszystko Bogu. Wtedy On zaczął mnie na wszystkie strony "garbować", zdejmować te sukmanki grzechów, w które obrosłam. Potem uleczył te rany. To był Boży plan. Każdy tu przychodzi po coś, ale jak nie staniesz w prawdzie o sobie, będziesz dalej gnić. To Bóg układa nasze życie i nas prowadzi. Dał mi siłę, aby wspierać innych - dzieliła się na ostatnim spotkaniu pani Maria, jedna z założycielek Jerycha.
Ksiądz Siemiński mówi, że choć niewielu jeszcze słyszało o Sadykrzu, bo to "daleko od świata", to widzi w tym Boży zamysł. - Moje życie i moje zdrowie zawdzięczam św. Rochowi. Jestem o tym przekonany. On odradza się tu niczym feniks z popiołów, ale bez kultu nie ma sanktuarium, jest tylko nazwa. U nas ten kult jest żywy. Żeby przetrwał, trzeba dać ludziom duchowe narzędzia. Dlatego, jak zaczęliśmy te piątkowe spotkania, napisałem "Litanię sadykierską" i krótką modlitwę do św. Rocha. Na czas pandemii dodatkowo przetłumaczyliśmy z języka włoskiego dwie nowenny. Niektórzy myślą, że przeczekają ten czas. A ja im mówię, że sam strach nie wystarczy. Powołanie tego sanktuarium staje się dla nas ratunkiem. Nie ma na co czekać, tylko przyzywać św. Rocha. Zapraszam do Sadykrza! – kwituje kustosz nowo erygowanego sanktuarium.