- Uczmy się od Maryi cierpliwości i przekazujmy naszą wiarę przykładem - zachęcał pątników o. Teofil Czarniak OFM podczas wczorajszego nabożeństwa w Skępem, gdzie trwa wielki odpust Narodzenia NMP.
W wigilię Święta Matki Bożej Siewnej do sanktuarium w Skępem dotarły grupy pątników z różnych części diecezji płockiej i pielgrzymki z diecezji włocławskiej. Największe i najstarsze kompanie pielgrzymie z naszej części Mazowsza dotarły m.in. z Płocka, Gostynina, Rypina i Sierpca. I chociaż w tym wyjątkowy roku, bo roku pandemii, większość pątników miała maseczki ochronne, to sam niepowtarzalny koloryt tych grupy i samego wejścia do sanktuarium nie zmienił się: feretrony, chorągwie, figurki Matki Bożej Skępskiej niesione z poszczególnych parafii, odgłos bębna, który od niepamiętnych czasów towarzyszy kompanii płockiej. Tegorocznemu wejściu towarzyszyła też widowiskowa aura - i ciężkie, ołowiane chmury z deszczem, i tęcza, i pięknie zachodzące słońce.
Podczas powitania przez gospodarzy tego miejsca - ojców bernardynów przypomniano wielowiekową tradycję pieszego pielgrzymowania do Maryi Skępskiej, choćby płockiej, zaprzysiężonej kompanii, która nawet w latach 50., wobec zakazu władz komunistycznych, nie zawiesiła swojej tradycji i dochowała przysięgi, dzięki kilku odważnym kobietom.
- Obecne czasy są trudne przez epidemię, jaką przeżywamy. Ale wasza obecność i to, że dbacie o siebie nawzajem, że nosicie maseczki, zachowujecie odstęp, a jednocześnie, że chcecie być tutaj i doświadczyć pielgrzymowania i obecności przed obliczem Matki Bożej, jest świadectwem waszej wiary - powiedział do zmęczonych, ale szczęśliwych pielgrzymów o. Teofil Czarniak OFM, prowincjał oo. bernardynów, który przewodniczył wczorajszego wieczoru nieszporom maryjnym.
W kazaniu o. Teofil mówił też, że w dzisiejszych czasach, gdy właśnie czasu jest coraz mniej, a człowiek oczekuje efektów swoich działań natychmiast, Maryja pozostaje dla nas wzorem cierpliwego oczekiwania. - Dzisiejszy człowiek potrzebuje również przykładu. Bardzo łatwo jest nam uczyć innych, mówić, jak mają postępować. My, kapłani, najczęściej popełniamy ten "grzech". A tak naprawdę trzeba pokazywać, jak żyć swoim przykładem. Teraz jest czas walki o następne pokolenie, o tych, którzy przejmą dar wiary i poniosą go dalej. Przekażemy naszą wiarę tylko poprzez nasz przykład - zachęcał pątników o. T. Czarniak.
Pielgrzymowanie do Skępego na wielki odpust 8 września to z pewnością wielowiekowa, mocno zakorzeniona tradycja. Ale nie tylko tradycja każe ludziom w tych dniach ubrać wygodne buty, odłożyć pracę zawodową i rodzinne obowiązki, aby ruszyć na szlak. To przede wszystkim wiara, że ich intencje zostaną wysłuchane. Pątnicy wierzą, że tu doświadczają cudów. - Oczywiście, wszystko zależy od tego, kto w co wierzy, ale my wierzymy, że Maryja pomaga i dlatego tu każdego roku przychodzimy - mówią panie Renata i Zenona z Płocka.
- Ja idę siódmy raz i każdego roku obok swoich intencji zabieram intencje swoich znajomych. Moja pierwsza pielgrzymka była w intencji siostry mamy, która miała mieć operację na nowotwór piersi. I co prawda miała tę operację, ale skończyło się bez chemii. Minęło 7 lat i badania wykazują, że nie ma przerzutów. Z kolei dwa lata temu koleżanka prosiła mnie, by zanieść intencję za jej wnuczkę, która miała półtora roku i wciąż nie chodziła. Pierwszego dnia pielgrzymki złożyłam karteczkę z tą intencją, bo podczas drogi, gdy mówimy Różaniec i koronkę, czytane są nasze intencje. Drugiego dnia, jak doszliśmy na nocleg, dostałam SMS, który mam nawet do tej pory, że dziewczynka zaczęła chodzić. Ktoś może powiedzieć, że to długotrwała rehabilitacja przyniosła taki nagły efekt, ale my z koleżanką wierzymy, że to cud. Warto pamiętać, że Matka Boża Skępska jest Matką brzemienną i dużo osób prosi mnie o wstawiennictwo w intencji małżeństw bezdzietnych. I my tu na tej pielgrzymce mieliśmy taki przykład: szła dziewczyna z małym dzieckiem, w podziękowaniu za jego narodziny - mówi pani Renata, która jest z parafii farnej w Płocku i nie wyobraża sobie roku bez tej pielgrzymki. Podobnie pani Zenona z parafii św. Jadwigi, która szła czwarty raz i chce to kontynuować.
- Czy można nie przyjść tu, jak miłość wzywa? - mówi inna pątniczka z Płocka, pani Joanna, która w tym roku, choć o kulach z powody kontuzji nogi, po części pieszo, a większości w samochodzie towarzyszyła płockiej kompanii. Od lat chodzi w grupie błękitnej płockiej pielgrzymki do Skępego. Mówi, że w tej grupie, na tym szlaku czuje się jak w rodzinie, bo część osób połączyły tu więzy przyjaźni. Ona również nie wyobraża sobie roku bez pielgrzymki do Skępego. - Dzięki niej możemy doświadczyć, przynajmniej w tym czasie, czym jest wspólnota i tym samym wrócić do korzeni - uważa.
Mówi, że szczególnie w tym czasie lęku przed koronawirusem, zewsząd płynących obaw, "czy nie przyniesie wirusa ze sobą", uczy się zaufania Bogu i Maryi.
am