Co pociąga na pielgrzymi szlak z Płocka na Jasną Górę? Gdy pielgrzymka dobiega końca, nie kończą się świadectwa świadków tej drogi.
Kasia Tomasińska z grupy błękitnej od lat przemierza szlak na Jasną Górę jako animatorka muzyczna. Szczególnym przystankiem w drodze jest zawsze Głogowiec k. Kutna. To tam przed laty ślubowała miłość, wierność i uczciwość małżeńską. – To już 15. rocznica. Nie mogło nas tam zabraknąć. Od chwili ślubu jesteśmy w Głogowcu co roku, nawet kiedy nie szliśmy całej pielgrzymkowej trasy, kiedy dzieci były małe, to zawsze jechaliśmy na "naszą" Mszę św. W tym roku nie mogliśmy być razem na szlaku, musieliśmy się podzielić. Na sztafetę wybrał się mój mąż. Z to razem chodziliśmy na apele do parafii św. Wojciecha w Nasielsku. Jest pewien niedosyt, ale i tak włączyłam się w to pielgrzymowanie na tyle, na ile mogłam. Byłam na muzycznych warsztatach przed pielgrzymką i wybieram się na Jasną Górę, bo w tym roku nasza diecezja organizuje oprawę liturgiczną Mszy św. To dziwny rok i dziwne pielgrzymowanie, ale dziękuję Panu Bogu, że chociaż w takim wymiarze mogę tam być. To sztafetowe rozwiązanie dało szansę, żeby chociaż trochę zasmakować drogi. Zresztą dzięki temu widziałam wiele osób, które od lat już nie chodziły na pielgrzymkę, a w tym roku znów mogły tu być, bo łatwiej jest zorganizować sobie urlop na jeden dzień. To niewątpliwy plus tej sytuacji. Każdy się cieszy z tego, ile może "uszczknąć" z tej sytuacji dla siebie, jeden dzień, pół dnia czy chociaż wejście na Jasną Górę. Pielgrzymowanie duchowe jest inne i nie da się go jednoznacznie porównać do obecności na szlaku. Przede wszystkim pozbawione jest wymiaru fizycznego, a pielgrzymka zawsze kojarzy mi się właśnie z ofiarowywaniem trudu tej drogi – opowiada pątniczka.
Spotkania w parafii św. Wojciecha odbywały się codziennie o 20.30. Było wspólne śpiewanie, nauka rekolekcyjna i krótka modlitwa. Grupa błękitna jest w ostatnich latach jedną z najliczniejszych na pielgrzymkowym szlaku. – Niestety tegoroczna sztafeta nie przełożyła się jakoś znacząco na frekwencję podczas duchowego pielgrzymowania. To też jest jakiś rodzaj podjętego trudu, bo nie zawsze jest łatwo wybrać się na tę wieczorną modlitwę. Naprawdę można było skorzystać z tych spotkań, przeżyć osobiste rekolekcje. Dla mnie już sama obecność na tych apelach, modlitwa, śpiew pielgrzymkowych pieśni, to jest też ogromna wartość – dodaje pani Kasia.
Są też tacy "zapaleńcy" pielgrzymkowi, którym trudno było się pogodzić z inną formą pielgrzymki. Wśród nich był rozpoznawalny od lat w grupie błękitnej pielgrzym Marek Maluchnik. W jego kalendarzu urlop zawsze wpisany jest na sierpień. Jest tak od 23 lat. - Ta sztafeta to był taki złoty środek, chociaż serce chciało iść cała drogę. Nie było to dla mnie proste, ale trzeba było przyjąć z pokorą wszystkie ustalenia. Nie ukrywam, że miałem chwilę wewnętrznego buntu i kombinowałem co zrobić, żeby przejść całą trasę. Trudno było mi pogodzić się z tym, że to będzie tak wyglądało. Zreflektowałem się i dostosowałem do wytycznych, żeby przeżyć ten czas godnie. Dziękuję Bogu, że podarowano nam chociaż ten jeden dzień, z Lutomierska do Buczka. To musiał być dobry dzień, bo intencje też były ważne. Trzeba cieszyć się z tych małych rzeczy, które mamy – opowiada jasnogórski pątnik.
Pielgrzymi, tacy jak pan Marek w tym roku mieli okazję poznać smak pielgrzymowania duchowego i zmierzyć się z zupełnie nową rzeczywistością. – Ono też jest ważne, pozwoliło godnie przeżyć ten czas. Było inaczej, ale staraliśmy się przemycać swoje przyzwyczajenia z trasy, czyli maryjne piosenki, śpiewany Różaniec, rozważania z modlitewnika pielgrzyma. Można powiedzieć, że to było takie 8 godzin drogi w pigułce: zamknięte w 45 minutach wieczornego spotkania. Łatwo można było poznać pielgrzymów podczas apelu, bo ubieraliśmy się w koszulki z poprzednich edycji. Brakowało najbardziej tych kilometrów w nogach. Pielgrzymka to spowiedź i rozmowy, konferencje, śpiew i ta specyficzna wspólnota, która zawiązuje się właśnie na szlaku, i nie kończy się po tych 9 dniach, tylko trwa dalej. Na duchowym pielgrzymowaniu spotyka się wspólnota parafialna, natomiast wspólnota drogi, rodzina pielgrzymkowa to zupełnie coś innego. Nas łączy wspólne przeżywanie duchowe, ale też proste gesty i pomoc, które pomagają przetrwać trud szlaku – mówi pan Marek. - Zapach mydła i zimnej wody, tego brakuje podczas duchowego pielgrzymowania, ale daliśmy radę – żartuje na koniec.