Hiszpańskie Camino uratowało rodzinę Gabrieli i Leszka - teraz oni pozostają do dyspozycji rodzin, które potrzebują wsparcia.
Na trasę wyruszyli po raz czwarty. Prawie 70-kilometrowa droga była nieco zmieniona i dostosowana do wytycznych sanepidu, ale nie brakowało chętnych, którzy w towarzystwie kapłanów, psychologa i terapeuty uzależnień przez 4 dni rozważali słowa: "Serce (…) dla wszystkich serc – z pułapek do wolności". Osiołki to znak rozpoznawczy tej grupy. Zwierzęta są na szlaku od początku, skutecznie wydobywając z człowieka skrywane pokłady empatii, ucząc odpowiedzialności i narzucając tempo wędrówki. Wyprawa jest zwieńczeniem całorocznej pracy w Rogówku k. Rypina, gdzie małżeństwo Jastrzębskich zaprasza wszystkich doświadczonych przez życie i pogubionych ludzi.
Fundacja Dom św. Jakuba i pomoc osobom z dysfunkcjami są owocami drogi, jaką pomysłodawczyni Gabriela przebyła 7 lat temu, zmierzając właśnie do Santiago de Compostela. Był to moment osobistego nawrócenia, który obudził w niej chęć niesienia pomocy innym. – Na Camino zrozumiałam, że to, co mi pomogło, może pomóc innym. Wróciłam z tego szlaku z przekonaniem, że trzeba ratować rodziny niezależnie od tego, czy jest to choroba, czy zniewolenie, czy uzależnienie, wspomagać osoby, których małżeństwa się rozpadają, a także pracować z osobami, które żyją w wolnych związkach, aby obudzić w nich pragnienie uporządkowania i pobłogosławienia tej relacji. Chcemy, żeby dzieci, które wychowują się w tych związkach, miały odpowiedni fundament i same zakładały zdrowe rodziny – opowiada.
– Każdy ma w sercu pewną przestrzeń, pustkę. Tu jest okazja zrozumieć, że tę pustkę może wypełnić Bóg. Jest grupa osób, które chodzą z nami od początku. Obserwuję, że wiele z nich odbyło ćwiczenia duchowe po wędrówce, czy przystąpiło do spowiedzi generalnej. Postanowiły zawalczyć o swoje życie i zdecydowały się na terapię czy kierownictwo duchowe. Ta droga w nich pracuje. Dla mnie to czas wyciszenia i zatrzymania, ale też czas służby – opowiada s. Catalina ze Zgromadzenia Córek Miłości Miłosiernej w Madrycie, która od początku wspiera fundację.
Ta wędrówka może być dobrą alternatywą dla osób, które szukają bardziej indywidualnej przestrzeni na pątniczym szlaku. – Formuła drogi jest bardziej swobodna, można wsłuchać się w swoje potrzeby. Podoba się nam, że na każdym postoju są konferencje. Dla osób, które mają problemy, cenna jest ta świadomość, że cały czas są specjaliści czy kapłani gotowi do rozmowy – opowiadało małżeństwo pątników.
Wśród wędrowców można było spotkać s. Annę Bałchan, która zaproszona przez organizatorów na szlak wspierała rozmową i dzieliła się swoim terapeutycznym doświadczeniem. – Nie znaliśmy się wcześniej, ale zgodziłam się na ten szalony pomysł wędrówki z osiołkami. Bardzo mi się to podoba, że wszystkie konferencje są bardzo osobiste. Tu ludzie dzielą się sobą, swoim życiem, praktyką. To nie jest rozprawianie o przeczytanych książkach, tu jest prawdziwe życie. Bardzo uważnie słuchamy siebie nawzajem. Ta droga uświadomiła mi, jak niewiele potrzebujemy, żeby pięknie żyć. Przestajesz myśleć o rzeczach nieważnych, zostaje to, co najistotniejsze – podkreślała s. Bałchan.