Przez naszą diecezję przeszedł pielgrzym w białej szacie, niosący wielki, 15-kilogramowy krzyż. Happening? Nie. Młody człowiek idzie z miejscowości Różaniec i chce zakreślić własnymi stopami krzyż na mapie Polski, wzywając jednocześnie do narodowej pokuty.
Na pierwszy rzut oka to wygląda jak szaleństwo... Ubrany jak średniowieczny pokutnik idzie poboczami ulic, mijany przez samochody. Trudno go nie zauważyć, bo niesie, a właściwie częściowo ciągnie po ziemi ciężki, 3-metrowy krzyż. Dlaczego tak wielki? Dlaczego w ogóle idzie?
- Dzisiaj bardzo wielu ludzi doświadcza różnych nieszczęść i ma mnóstwo problemów. Jednocześnie każdy szuka miłości i szczęścia, ale często wpada w uzależnienia od alkoholu, narkotyków. Niektórzy po prostu całymi dniami oglądają telewizję. A szczęście może nam dać tylko Pan Bóg. Ja sam doświadczyłem takiej przemiany w moim życiu. Sama myśl o tej drodze pojawiła się, gdy czytałem Apokalipsę św. Jana i "Dzienniczek" św. s. Faustyny. Są tam słowa Pana Jezusa do s. Faustyny: "Dla ciebie błogosławię całemu krajowi" - wyjaśnia pielgrzym Michał Ulewiński, który pragnie swoją wędrówką z krzyżem przyczyniać się do tego, aby Jezus błogosławił Polsce.
Dlatego chce nakreślić swoimi stopami krzyż, idąc od miejscowości Różaniec nad Zalewem Wiślanym w województwie warmińsko-mazurskim na Giewont, a później do Gniezna i stamtąd do Sokółki. Gdy wyruszał, wziął ze sobą tylko podręczny plecak. - Wyszedłem bez pieniędzy, bez karty kredytowej, nawet bez skarpetek na nogach. Nie wiedziałem, gdzie będę spał... - mówi 27-latek.
Codziennie uczestniczy w Mszy św., więc jego naturalnymi przystankami, czasem i noclegami, są parafie. W diecezji płockiej zatrzymał się m.in. w parafii w Poniatowie. - Od księdza proboszcza otrzymałem obrazek z relikwiami Małej Arabki, świętej, która ułożyła piękną modlitwę do Ducha Świętego. Będąc w Poniatowie, dowiedziałem się, a właściwie przypomniano mi, że w Płocku jest sanktuarium, gdzie było pierwsze objawienie Jezusa Miłosiernego. Wrażenia są niesamowite i na pewno tu wrócę - mówi Michał, który na jedną noc został ugoszczony w sanktuarium Bożego Miłosierdzia.
Michał, współczesny pokutnik, ma swoje marzenia... Rodzinę, dom z drewnianych bali, dobry samochód. Ale, jak mówi, wszystko jest wolą Bożą i przede wszystkim chce być narzędziem w Jego ręku i przyczyniać się do przemiany ludzkich serc. Na pewno swoją niejako prowokacyjną wędrówką z krzyżem daje do myślenia rodakom. - Nie naprawimy naszego państwa ani świata tylko ustawami czy workiem dodrukowanych pieniędzy. Naprawić mogą go ludzie sumienia, którzy będą kształtować siebie, swojego ducha, nie myślący ciągle o tym, jak spłacić kolejny kredyt, ale bardziej o swoim zbawieniu, bo to jest naszym celem - mówi z przekonaniem młody pielgrzym.
Swoją wędrówkę relacjonuje na fanpage’u "Państwo Boże". To właśnie tam, wirtualnie, kibicuje mu wielu ludzi, w tym rodzina i przyjaciele. Niektórzy gratulują, że nie wstydzi się swojej wiary. A jak zachowują się obcy? - Spotykam się z raczej pozytywnymi reakcjami. Jeśli ktoś podjeżdża i śmieje się albo pyta, wtedy wyjaśniam, że idę w intencji wszystkich Polaków, i że na tym krzyżu złożyłem grzechy nas wszystkich i złączyłem je z ofiarą Pana Jezusa - mówi Michał.
Czasem ktoś do niego dołącza, bo chce ponieść krzyż, włączyć się w tę pokutną wędrówkę. To zwykle również młodzi mężczyźni. Gdy wyruszał z płockiego sanktuarium, towarzyszył mu Konrad, który niósł krzyż 11 km. Gdzie nocuje? Czasem u ludzi, czasem na plebanii, raz zdarzyło się, że w piwnicy. Ostatnio Michał tak napisał na swoim fanpage’u: "Dzisiaj przeszedłem 36,5 km i doszedłem do miejscowości Luszyn. Myślałem, że dzisiejszą noc spędzę pod gołym niebem, ponieważ mieszkańcy nie mieli mnie gdzie przyjąć. Usiadłem na ławce, powiedziałem 3 razy; »Jezu, ufam Tobie« i zacząłem się modlić. Ostatnie słowa modlitwy, znak krzyża i podjeżdża samochód. Nasz ukochany Jezus przysłał rodzinę Ziółkowskich. Chwała Jezusowi Chrystusowi".
Na początku września Michał ma dotrzeć do celu. Co będzie potem? - Przede wszystkim chcę, aby ta podróż wydała dobre owoce nawrócenia. Chciałbym napisać książkę z tej trasy i podzielić się swoim nawróceniem - mówi. - Każdy ma jakiś krzyż i albo go weźmiemy, albo będziemy z nienawiścią oskarżać Pana Boga, jak to mamy trudno w życiu. Trzeba nieść krzyż każdego dnia i dziękować za niego, bo tak naprawdę cierpienie to jest wielka łaska. Tylko trzeba rozpoznać, który krzyż jest od Pana Boga, bo wiele z nich mamy narzuconych przez ludzi, przez systemy, sytuacje, w jakie się wikłamy. A sam Pan Bóg nie chce przecież, byśmy cierpieli.
am