Zwyczajna siostra zakonna - pasjonistka Bartłomieja Orzoł, która całe życie spędziła w seminarium duchownym - miała niezwykły pogrzeb w płockiej katedrze.
Była naszym "nieformalnym wychowawcą" – powiedział o s. Bartłomiei, pasjonistce, bp Mirosław Milewski, który przewodniczył liturgii pogrzebowej zmarłej pasjonistki.
W czasie Mszy św. w katedrze odczytano perykopę ewangeliczną o niewiastach biegnących do pustego grobu Jezusa (Łk 23.24). Odniósł się do niej w kazaniu ks. rektor Marek Jarosz.
– Ewangeliczny opis poranka wielkanocnego jest prosty i zwyczajny. Kobiety idą do grobu: jest czas umierania i powrotu do codzienności, czas rozpaczy i czas powrotu do tego, co zwyczajne. Ale miłość pozostaje... To właśnie miłość przyprowadziła niewiasty ponownie do grobu Jezusa. Każdy, kto kocha, musi przebyć jakąś drogę. A skoro każdy dzień złożony w ofierze Bogu ma w sobie znamiona Bożej męki, to zawsze będą potrzebne niewiasty, które będą biegły o poranku do Pana, aby świat dowiedział się, że On żyje. Lecz aby były do tego zdolne, muszą najpierw kochać Mistrza z Nazaretu i każdego człowieka – mówił ks. prał. Jarosz.
Tę ewangeliczną rzeczywistość odniósł do życia i świadectwa wiary zmarłej siostry Bartłomiei. – Czy nasza siostra nie miała w czasie swojego długiego życia chwil wątpliwości, czy jej zakonny idealizm ma jeszcze sens? Pewnie tak, ale czyny codziennej miłości ocaliły ideały młodej zakonnicy i pozwoliły jej wytrwać do końca. Nigdy nie pojechała do Rzymu, Ziemi Świętej czy Lourdes, bo w seminarium znalazła i wieczernik, i górę przemienienia, i pustynię samotności oraz galilejską Kanę radości. Swoją wiarę budowała przez codzienne czyny miłości, a klerycy i księża widzieli to przez 64 lata – mówił w katedrze ks. rektor.
– Z miłością i wielką troską posługiwała bp. Janowi Wosińskiemu i seminarium, szczególnie troszczyła się o alumnów, chciała, aby każdy z nich został świętym kapłanem. Żyła cicho i z miłością, pozostało po niej wiele śladów miłości – stwierdził rektor. – Była znakiem autentycznego powołania.
W kontekście ewangelicznego obrazu o niewiastach biegnących do pustego grobu Zbawiciela, przypomina się pewien epizod z życia siostry Bartłomiei, która – również biegnąc – wstępowała do klasztoru. "Przyjechałam do Płocka autobusem. To był 1954 rok. Swoje rzeczy miałam spakowane w kilku zawiniątkach. O ile moi najbliżsi pomogli mi wsiąść do autobusu z bagażami, o tyle w Płocku nie znałam nikogo, kto by mi pomógł. Wpadłam więc na pomysł, aby część rzeczy schować pod ławkę na dworcu, a sama pobiegłam szybko do klasztoru sióstr z częścią mojego bagażu. Potem wróciłam na dworzec po resztę rzeczy. Kto wie, gdzie w Płocku jest stary dworzec PKS na Jachowicza i gdzie jest dom sióstr pasjonistek na Sienkiewicza, domyśla się, że było to spory kawałek drogi. Jednym słowem, biegiem wstępowałam do sióstr pasjonistek" – opowiadała przed kilkoma laty ze swoim poczuciem humoru siostra Bartłomieja.
I na koniec, tak napisał o zmarłej siostrze Bartłomiei ks. Franciszek Kuć, dawny ekonom seminaryjny: "Cudowna Siostra. Znaliśmy się od 54 lat. Dziękuję Ci, kochana Siostro, za dar twojego serca, za twoją wiarę i wyjątkową pokorę. Dziękuję za twoją pracę na rzecz seminarium i za to, że w każdym człowieku dostrzegałaś Chrystusa. Powtarzałaś, że zawsze modliłaś się za mnie. Ja będę pamiętał o Tobie". A seminarium żegnało ją m.in. słowami z żałobnej klepsydry: "poświęciła całe życie i oddała serce ukochanemu seminarium".
Siostra Bartłomieja została pochowana w grobowcu sióstr pasjonistek na cmentarzu katolickim w Płocku.